Wczoraj media obiegły wycinki z wywiadu Urszuli Hołowni, żony kandydata na prezydenta. Powiedziała w nim, że nie popiera wprowadzenia równości małżeńskiej. Jako przyczynę podała fakt, że nie zna żadnej osoby homoseksualnej, która chciałaby wziąć ślub. Dla wPunkt sprawę komentuje Przemysław Staroń – pierwszy wyoutowany zdobywca nagrody dla Nauczyciela Roku oraz ekspert w sztabie prezydenckim Szymona Hołowni.
Na słowa Urszuli Hołowni, także zareagował kandydat Lewicy w wyścigu prezydenckim – Robert Biedroń:
„A ja znam. I wiem, że wiele z nich cierpi, nie mogąc wziąć ślubu we własnym kraju. Wiem, bo jestem jedną z tych osób„.
Michał Konarski: Czy wypowiedź Urszuli Hołowni spowoduje, że odejdzie Pan ze sztabu jej męża?
Przemysław Staroń: Zdecydowanie nie, w żadnym wypadku. Szczerze mówiąc, to nawet nie przyszła mi do głowy taka myśl, zwłaszcza że to nie Ula jest kandydatką na Prezydenta RP. Natomiast wracając do tej wypowiedzi – jestem psychologiem oraz nauczycielem filozofii i etyki, dlatego przykładam dużą wagę do języka. Trzeba zatem przyjrzeć się temu na paru poziomach. Pierwszy: jeśli Ula mówi, że nie zna, ma do tego prawo, choćby mogło się to wydawać części z nas niepojęte. Drugi: trzeba mieć jednak świadomość, że zdanie to nie pada w prywatnej rozmowie, a Ula występuje tutaj w roli małżonki kandydata na Prezydenta, dlatego taka wypowiedź niebezpiecznie kojarzy się odbiorcom z nierzeczowym dowodem anegdotycznym, zwanym ab uno disce omnes – „z jednego sądź o wszystkich”. Trzeci: jest to mimo wszystko fragment całości, a wrzucenie jakiegokolwiek zdania w nagłówek bez kontekstu modyfikuje jego odbiór – na mocy heurystyk myślenia wydaje się nam ono głównym, najważniejszym, najbardziej emblematycznym elementem wypowiedzi. I o to chodzi, bo to wywołuje emocje, a to, co jest szczególnie klikalne, to oburzenie. Niestety koncerny medialne – sam wielokrotnie byłem ofiarą takiego działania – bardzo często wycinają wypowiedzi z kontekstu i podkręcają aferę ze względu właśnie na klikalność. Bo im więcej klików, tym więcej zasięgu i zarobku.
MK: Ale to jak to jest z tym ślubem? Przecież Pani Urszula zna przynajmniej jedną osobę homoseksualną…
PS: Jeśli chodzi o mnie, to wcale się nie dziwię. Mój związek z Jędrzejem i nasze plany wobec jego formalizacji są totalnie naszą sprawą. Nawet moi przyjaciele nie wiedzą, czy chcemy wziąć ślub, a jeśli tak, to kiedy, gdzie i w jaki sposób. W rozmowach o równości małżeńskiej – której jestem absolutnym zwolennikiem – powołuję się na rzeczowe, naukowe argumenty, nigdy na to, co my chcemy z naszym związkiem zrobić.
MK: Rozumiem. Przejdźmy zatem do następnego pytania. Czy Pana zdaniem całe to zamieszanie zmieni podejście Zespołu Szymona do spraw osób LGBT?
PS: Trudno mi udzielić jakiejś jednoznacznej odpowiedzi, bowiem to nie jeden Przemek Staroń podejmuje takie decyzje. Jednakże ja cały czas stoję na stanowisku, że podejście – Szymona, zespołu i naszego grona ekspertów – do spraw osób LGBT jest najsensowniejszym w obecnych realiach. Zależy mi na pełnej równości, bo nauka jasno pokazuje, że równość małżeńska i adopcja dzieci przez pary jednopłciowe to de facto ochrona instytucji rodziny. Ale wiem też, że w obecnej sytuacji jest to niesamowicie trudne po tym całym bullshicie, który zafundowała nam zwłaszcza obecna władza. Często w życiu podążam śladami Konfucjusza, który podkreślał, że aby coś ścisnąć, należy to rozciągnąć, a żeby coś rozciągnąć, należy to ścisnąć. Mówiąc krótko, jestem przekonany – na podstawie nauki i własnego doświadczenia pedagogicznego – że aby zrobić wielki krok naprzód, czasami trzeba zrobić mały krok do tyłu. Wprowadzenie związków partnerskich, którego Szymon jest absolutnym zwolennikiem, będzie przecież czymś niewyobrażalnie popychającym naszą sytuację do przodu. I to nie jest żadne puste gadanie. Znam Szymona. Przyjaźnię się z nim. Wspieramy się, a gdy trzeba – umiemy siebie konstruktywnie skrytykować. I to wszystko powoduje, że naprawdę mogę rzec: wiem, że Szymon jest człowiekiem par excellence etycznym, słownym i wiarygodnym. Pamiętał, jak zabrał kluczowy dla mnie i dla wielu głos po zamieszkach w Białymstoku. Powiedział głośno to, o czym myślałem od zawsze. Polski nie zmieni się samymi gestami ani działaniami oddolnymi. A tym bardziej przekrzykiwaniem się, kto jest bardziej prorównościowy, a kto prorównościowy nie jest w ogóle. Chciałbym, żeby pełna równość była już, ale powtarzam – nasza obecna władza zrobiła rzeczy straszne. 1/3 kraju ogłosiła się jako „wolna od LGBT”. A to nie wzięło się znikąd. To się stało przez zgniliznę systemu edukacji. Dlatego musimy postawić w końcu na zmiany systemowe, w tym rzecz absolutnie najważniejszą, będącą najbardziej kluczową bronią: najlepszą, absolutnie najlepszą edukację. Tak jak mówi chińskie przysłowie: „Jeśli myślisz rok naprzód, sadź ryż. Jeśli myślisz 10 lat naprzód, sadź drzewo. Lecz jeśli myślisz 100 lat naprzód, ucz ludzi”. Szymon jest jedynym kandydatem, który absolutnie rozumie istotę edukacji, stąd nasza wspólna wizja, która została przedstawiona na początku maja.
MK: Dlaczego w takim razie nie zaangażował się Pan w kampanię Lewicy i Roberta Biedronia?
PS: Kiedy jesienią zeszłego roku Lewica weszła do Sejmu, bardzo się cieszyłem. Co prawda PiS wygrał wybory drugi raz z rzędu, ale do parlamentu powróciły siły lewicowe, których przez cztery lata nie było. I tak bardzo ich brakowało – nie tylko mi. Ale po wyborach… no cóż. Retoryka Lewicy okazywała się często nietrafiona. Różne podejmowane przez Lewicę decyzje powodowały, że traciła możliwość zbudowania mostów z różnymi ludźmi. Robert Biedroń nawet w gronie wyborców Lewicy nie okazał się najlepszym możliwym kandydatem na Prezydenta. Szymon Hołownia okazał się, jako kandydat na Prezydenta RP i Prezydent RP in spe, według mnie najlepszy, spełnił zdecydowaną większość moich oczekiwań i spełnia je nadal. Nie ukrywam, że jeszcze bardziej niż wcześniej, bo za nami bardzo trudne miesiące, a on w tym czasie zachowywał się jak prawdziwy przywódca, totalnie jak lider z prawdziwego zdarzenia.
Wywiad autoryzowany