Kultura

Baron ludowy – recenzja filmu „Krwiopijcy” | Nowe Horyzonty

wPunkt
Baron ludowy – recenzja filmu „Krwiopijcy” | Nowe Horyzonty

Krwiopijcy (2021), reż. Julian Radlmaier.
Film został został wyprodukowany w Niemczech.

fot. Nowe horyzonty

„Marks napisał: Kapitalista zakupił siłę roboczą za cenę jej dziennej wartości. (…) Ale co to jest dzień pracy?” – od refleksji na temat laborystycznej teorii wartości Julian Radlmaier zaczyna swój najnowszy film – Krwiopijcy. Czy komedia o radzieckiej awangardzie i problemach klasowych Republiki Weimarskiej jest odpowiednim nośnikiem myśli marksistowskiej?

Choć większość pogłosek docierających do nas przed oficjalną premierą filmu Radlmaiera wskazywały, że niemiecki twórca znany m.in. z Samokrytyki burżuazyjnego psa skupi się w Krwiopijcach na bliżej nieokreślonym problemie z wampirami, to nie jest to do końca prawda. Demoniczne istoty spijające krew ze zwykłych śmiertelników, oczywiście, pojawiają się w fabule, ale pełnią raczej funkcję metaforyczną i stanowią wątek poboczny.

Dalekim uproszczeniem byłoby stwierdzenie, że reżyser (a także twórca scenariusza) nazywa wampirami kapitalistów. Podobnie jak Bong Joon-ho w Parasite, Radlmaier, chowając swoje osobiste przekonania do kieszeni, podejmuje się wbicia szpilki zarówno w klasę posiadającą, jak i proletariat oraz wszystkich pomiędzy. To, kogo określimy „krwiopijcą” zależy wyłącznie od nas.

Arystokrackie kostiumy i cola w puszce

Wyjęta z tradycyjnego postrzegania linii czasu opowieść przedstawia nam losy dwóch głównych bohaterów. Octavia, córka fabrycznika i zblazowana przyziemnością egzystencji swoich rodziców arystokratka, w końcu znajduje obiekt westchnień, wynikających nie tylko z miłości romantycznej. Ljowushka, samozwańczy baron i była-niedoszła gwiazda radzieckiego kina urzeka ją również intelektualnie. Mężczyzna łamie bowiem wszystkie dotychczasowe granice, jakie postawili na jej drodze bogaci rodzice.

Baron ludowy – recenzja filmu „Krwiopijcy” | Nowe Horyzonty
fot. Nowe Horyzonty

Podczas frywolnych spacerów po pięknych, niemieckich nizinach oraz czynnościach nieco bardziej przyziemnych, jak obieranie ziemniaków, pomiędzy Octavią, a Ljowushką budzi się pewne perwersyjne uczucie, wymykające się podziałowi klasowemu końcówki lat 20. XX wieku. Trudno jednak nazwać je miłością. Oboje bowiem starają się osiągnąć dzięki budowanej relacji swoje, indywidualne cele.

Na wątek miłosny Radlmaier nałożył w swoim filmie historię o wiele ciekawszą, powodującą szybsze bicie serca niż przy pocałunku. Mowa oczywiście o marksistowskiej teorii walki klas, która w pewnym momencie bierze górę nad resztą perypetii głównych postaci. Nierówności majątkowe są tu nie tylko osią sporu pomiędzy dwoma, różnymi od siebie środowiskami. Stanowią także trzon służący bohaterom Krwiopijców do samoidentyfikacji. Samoidentyfikacji, którą reżyser starannie i umiejętnie wyśmiewa, ukazując Ljowushkę, Octavię, a także jej służbę oraz rodzinę jako próżnych i oderwanych od rzeczywistości intelektualistów.

Szerszego kontekstu rzucającego jeden, spójny obraz linii fabularnej próżno wyczekiwać w pierwszym akcie. Radlmaier słusznie przeznaczył go na zainteresowanie widza tematem marksizmu, ale także sytuacją radzieckiego kina u początku rządów Józefa Stalina. Krwiopijcy nie nawiązują jednak do klasyki radzieckiej awangardy spod znaku Eisensteina czy Wertowa. Inaczej bowiem niż w Pancerniku Potiomkin (1925), niemiecki reżyser oparł opowiadaną historię na jednostkach, a nie podmiocie zbiorowym.

Wolność, równość, podskórny lęk

Nie brakuje jednak w Krwiopijcach motywu zbiorowego przeżywania. Szczególnie dobrze zaznaczona została wolność, którą mieszkańcy Republiki Weimarskiej zyskali po zakończeniu I wojny światowej i opanowaniu spirali inflacyjnej rujnującej gospodarkę tego kraju. Dzięki pluralizmowi politycznemu i stabilizacji ekonomicznej, prezes fabryki, stanowiącej tu tło fabularne, ma wreszcie czas na planowanie kierunków eksportowych, a jego żona może bez problemów prawić moralitety nad bolączkami systemu demokratycznego.

Poza wolnością, mieszkańcy wszystkich demokratycznych państw dwudziestolecia międzywojennego, Niemcy zyskali także prawo do odczuwania strachu. I to właśnie zawarcie w portretach psychologicznych podłoża lękowego, podskórnej niepewności wobec tego, co czeka Europę po okresie prosperity, wyszło Radlmaierowi najlepiej.

Sytuacja marksizmu, jako ideologii politycznej naznaczonej cierpieniem mieszkańców tzw. zdegenerowanych państw robotniczych, zdaje się być dziś na przegranej pozycji. Dokładnie ten sam obraz sytuacji zdają się mieć bohaterowie Krwiopijców. Nawet młodzi intelektualiści przesiadujący na plaży z „Kapitałem” nie do końca wierzą, jak miałby on (marksizm) wyglądać w praktyce – wszak zagarnięcie zdobyczy rewolucji przez obóz stalinowski było przyczyną rozłamu na niemieckiej lewicy tamtego okresu.

Z faszystami przynajmniej można porozmawiać!

Krwiopijcy pełnią bardzo udaną funkcję satyryczną względem dzisiejszego porządku politycznego. Matka Octavii, hrabina i posiadaczka, przedstawia cechy typowe dla współczesnej prawicy populistycznej. Jest zdania, że wszelkie zło wynika z komunizmu i wszystkim co z nią związane. Liczy się dla niej nieskrępowana ręka wolnego rynku i względna stabilność polityczna.

Dla wszystkich znudzonych akademickim bełkotem, film Radlmaiera może okazać się jednak dobrą odskocznią od rzeczywistości. Mimo uderzania w antagonizmy klasowe na każdym kroku, twórca daje widzowi duże pole do interpretacji. Produkcję tę można odbierać także jako czystą rozrywkę z przepięknymi ujęciami na Morze Bałtyckie i pikantnym, inteligenckim humorem często korzystającym z popularnej w ostatnich latach komedii absurdu.

Baron ludowy – recenzja filmu „Krwiopijcy” | Nowe Horyzonty
fot. Nowe Horyzonty

Film ten dostępny jest na stronie festiwalu Nowe Horyzonty od 12 do 29 sierpnia 2021. Oglądać można go w sekcji Front wizualny.

OCENA: 8/10

Popularne

Do góry