Nie wiem, która to już z rzędu książka Krzysztofa Miklaszewskiego o Tadeuszu Kantorze i jego teatrze. Na mojej półce znalazłem ich kilka.
Pamiętam, że kiedyś Krzysztof Miklaszewski pół żartem, pół serio (a słynie z ponadprzeciętnego poczucia humoru) opowiadał mi, że jeśli nie pisze kolejnej książki o Kantorze, to nachodzi go nocami zmora Mistrza i domaga się rychłej kolejnej publikacji – Miklaszewski jest więc bezradny i chciał nie chciał, pisać musi. Żarty żartami, ale przecież pisze z wyboru o Tadeuszu Kantorze i głębokiego przekonania, że utrwaleniu dorobku Kantora warto poświęcić swoje pióro. O Krzysztofie Miklaszewskim tak pisała moja niegdysiejsza studentka Olga Stefańska w pracy kursowej na Akademii Teatralnej, będącej portretem krakowskiego krytyka: „Stał się powiernikiem idei i myśli Kantora oraz dokumentalistą jego twórczości. Grał w największych przedstawieniach reżysera, jak: „Umarła klasa” (1976), „Wielopole, Wielopole” (1984), czy Niech sczezną artyści (1985). Był nie tylko aktorem, ale też uczniem, który bardzo lubił rozmawiać, ze swym nauczycielem. Z rozmów tych zrodziły się zapiski, rejestracje, zdjęcia i nagrania. Były to lata 1974-87. Przylgnęła do niego etykietka „człowiek Kantora”. „Nasza przyjaźń z Kantorem zdawała się trwać – jak mawiają uczeni antropolodzy – od czasów mitycznych. Oznacza to, że Kantora znałem od… zawsze. Więcej, wierzę w przypadki wyznaczonego przez los spotkania się dwóch ludzi”. Takimi słowami rozpoczyna Miklaszewski swoją książkę „Kantor od kuchni”, jedno z wielu dzieł poświęconych osobie Kantora”.
Tak czy owak,
„Światowy żywot Umarłej klasy”,
książka najnowsza to – jak najsłuszniejszej w świecie obwieścił na jej okładce wydawca – „ukoronowanie dokumentalnych wysiłków krytyka sztuki ochrzczonego nobilitującym epitetem Człowieka Kantora”. W książce tej autor daje świadectwo niebywałej wędrówki dzieła Tadeusza Kantora przez lata i kontynenty, które okazało się jednym z najważniejszych znamiennych rysów teatru, zmieniającego myślenie o sztuce i życiu. Na czym polegała wyjątkowość „Umarłej klasy”, spektaklu Tadeusza Kantora zrealizowanego w jego teatrze Cricot 2 (1975), będącego manifestem artystycznym Teatru Śmierci? Istota tego spektaklu polegała na uwolnionym od bezpośredniego wpływu literatury, swobodnym teatralnie przekazie ekstremalnego doświadczenia ludzkiego – śmierci. Nie miało to nic wspólnego z dekadenckim rozkoszowaniem się śmiercią jako widmem eschatologicznym. Śmierć dla Kantora stanowiła model życia, a fascynacja tym nieuchwytnym jednostkowo doświadczeniem w jego wzniosłości i ohydzie, nie była czymś wyjątkowym w tradycji europejskiej. Materia spektaklu, zakotwiczona konkretnie w czasie i miejscu, jest bardzo galicyjska, polsko-żydowska, z akcentami przywołującymi realia chederu u progu I wojny światowej. Staruszkowie obarczeni manekinami dzieci, którymi niegdyś byli, uwiązani do sytuacji modelowanych na wzór „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza, opowiadań i rysunków Brunona Schulza – doświadczali absurdalnej repetycji dawnych przeżyć. Strzępy tych doznań, wulgarność i liryzm, erotyzm, dziwność, tajemnica, groza i tandetność – wszystko to składało się na obraz rupieciarni pamięci, z której wydobywano poszczególne elementy bez wyraźnego związku. Zrytmizowane obrazy – klisze pamięci, przetasowane elementy sprzeczne – budowały spektakl atakujący widza, zagarniający go w świat wędrownej trupy Kantora. Z tego opisu wynikać by mogło, że to spektakl w jakiejś mierze hermetyczny, możliwy do rozszyfrowania jedynie przez wtajemniczonych. Nic błędniejszego – wędrówki „Umarłej klasy” po świecie dowiodły niezbicie, że to spektakl poruszający struny wyobraźni i klisze pamięci pod rozmaitymi szerokościami i długościami geograficznymi.
Fenomen tego spektaklu
– czego dowodzi niezbicie Krzysztof Miklaszewski swoją kolejną książką o teatrze Tadeusza Kantora – polegał na tym, że łączył on w sposób trudny do wyobrażenia lokalność i uniwersalność, zakotwiczenie w przestrzeni kulturowej o bardzo konkretnym adresie z jednoczesnym otwarciem na kulturę wyrosłą z zupełnie innych źródeł. Taka właśnie była motywacja wędrówek Krzysztofa Miklaszewskiego z „Umarłą klasą” i opisu tego niezwykłego doświadczenia, które dane mu było przejść dzięki propozycji udziału w obsadzie spektaklu. Kantor zaproponował mu rolę Pedla (wcześniej już grał w „Nadobnisiach i koczkodanach” Tadeusza Kantora, 1973) i dzięki temu mógł obserwować peregrynacje „Umarłej klasy” i jej żywy odbiór na czterech kontynentach z dwóch perspektyw: aktora, uczestnika zdarzeń artystycznych i ich obserwatora, skrupulatnego kronikarza i krytyka. Sam autor tak opisuje to swoje unikatowe doświadczenie, dostępne tak naprawdę tylko jemu: „Na szczęście w tym jedenastoipółrocznym „szaleństwie” – czy w samej codziennej egzystencji „Umarłej klasy” – pojawiały się chwile wytchnienia w czasie eksploatacyjnych przerw seansu. Przerw najpierw – krótszych, a następnie – dłuższych, które pozwoliły mi na dokumentację tych występów i na refleksyjny dystans krytyczny – niezbędny, bo dotyczący aż 250 zagranych spektakli w 16 krajach i 34 miastach na 4 kontynentach”. Owocem tych refleksji stała się ta książka dowodząca niezwykłej mocy Kantorowskiego spektaklu, o niezmiennej sile oddziaływania wszędzie tam, gdzie się pojawiał. Taka właśnie jest moc arcydzieła.
Sam Kantor mawiał o swojej „Umarłej klasie”:
„Z tej klasy nigdy nie wyszedłem”.
Za tą wskazówką w swoich ocenach wędrówki spektaklu przez świat szedł Krzysztof Miklaszewski, pisząc „Światowy żywot Umarłej klasy”, książkę bogato ilustrowaną, z wieloma świetnie dobranymi cytatami z recenzji i esejów inspirowanych spektaklem Kantora, w której nie zabrakło też mapy ilustrującej wędrówki po świecie. Dość rzucić na nią okiem, aby zorientować się, do jakich obszarów dzieło Tadeusza Kantora dotarło, a gdzie nie spotkało się z zainteresowaniem albo napotkało opór polityków. Czasem dość znaleźć na chybił trafił fragment zagranicznej recenzji, aby utwierdzić się w przekonaniu, jak idealnie przemawiał Kantor do serc i umysłów swoich widzów. Oto opinia recenzenta z „Teheran Journal”, a więc z kraju dość odległego kulturowo od bohaterów Kantora: „Umarła klasa Tadeusza Kantora zmiotła z nóg widownię i blaskiem inscenizacji, i świetlistą namiętnością aktorstwa z tej ludzkiej bezsiły w beznadziejnym biegu do przeznaczenia”. I jak tu nie podzielać opinii Miklaszewskiego, że „prawdziwe świadectwo o polskiej sztuce i jej znaczeniu w świecie dać mogą tylko… obcokrajowcy”.
Tekst pierwotnie ukazał się na witrynie trybuna.info