Kiedy parlamentarna większość wisi na kilku głosach, walka o jej utrzymanie jest kluczem do zrozumienia prawie wszystkiego. Okrutna i bestialska ustawa każąca więzieniem za aborcję kobietę, lekarza i wszystkich, którzy stali w promieniu kilometra?
PiS nie może narażać się środowiskom skrajnym, antyaborcyjnym, które reprezentuje m.in. Marcin Dzierżawski, bo inaczej straci większość. Obywatelski, lecz średniowieczny projekt anty-LGBT, którego twarzą jest Kaja Godek?
PiS musi mieć dobre relacje z ojcem Rydzykiem i dostosowywać się do wyobrażeń o płci konstruowanych przez ministra Przemysława Czarnka i posła Janusza Kowalskiego. Kompletna niemożność wprowadzenia choćby najbardziej podstawowych przepisów pro-szczepiennych i obostrzeń?
PiS musi utrzymać radykalny elektorat płaskoziemców, który inaczej odejdzie do Konfederacji i wybierze posła Brauna na monarchę absolutnego. I tak ze wszystkim. Gdzie nie spojrzeć – w drzwiach stoją bramkarze o czarnych podniebieniach i blokują wyjścia awaryjne.
Do tego dochodzi mnożenie i rozdawanie posad w państwowej gospodarce, synekury w spółkach skarbu państwa, rozmaite instytuty, jak choćby najnowsze dziecko jeszcze nie narodzone: Instytut Rodziny i Demografii. Wszystko dzielone według klucza, a im większe napięcie i bardziej niepewna większość, tym więcej trzeba rozdać. Nikt nie obiecywał, że to tanio wyjdzie. Rząd, który rządzi dzięki bezpiecznemu marginesowi głosów, może czasem z czegoś zrezygnować, kompromitującą ustawę schować do szuflady, narzucić swoją wole słabszym partnerom. Rządowi przywiązanemu do władzy cienką jedwabną nitką własna wolę narzucają ci słabsi. I choćby Zbigniew Ziobro ze swoją specjalną kastą, nigdy już nie mieli przekroczyć 3 procent, to i tak de facto rządzą Nowogrodzką. Bez nich po prostu władzy nie będzie.
Jarosław Gowin, były wicepremier i jego Porozumienie nie mają siły politycznej poza PiS. Może kiedyś nabędą jej w innym układzie politycznym, ale na razie łykają łzy na ławce rezerwowych. To jednak wcale nie znaczy, że odejście Gowina nie zmieniło sytuacji w PiS. Z sondaży wynika bowiem, że partia Jarosława Kaczyńskiego traci głosy swojego bardziej centrowego skrzydła. Rozczarowani grzmiącym radykalizmem, konfliktem z Unią, przerażeni drożyzną i okrucieństwem władzy na białorusko-polskiej granicy nie idą jednak do Gowina (bo na razie nie ma dokąd), tylko zasilają szeregi niezdecydowanych.
Przy korekcie polityki jeszcze mogliby tam wrócić, ale tej spodziewać się nie należy. Dlaczego? Bo PiS musi zachować większość. Teraz. Na dłuższą metę taka polityka oczywiście dużo rządzących kosztuje, skazuje na brak tożsamości politycznej i czyni zakładnikami skrajności. Ale w krótkiej perspektywie pozwala władzę utrzymać. Jak długo? Do wyborów. Trzeba tylko dobrze wybrać ich moment: jeśli odbędą się za późno, rozkład formacji może być już zbyt daleko posunięty.
Zbyt wczesny termin jest ryzykowny ze względu na bieżące problemy i konflikty przy jednoczesnym braku efektu prezentów z Polskiego Ładu, czyli np. kwoty wolnej od podatku. Więc dopiero kiedy usłyszymy, że wyciszane są konflikty, że o. Rydzyk zamilkł, Zbigniew Ziobro zajął się przyspieszeniem postępowań w sądach, Ryszard Terlecki zrobił się uprzejmy, Przemysław Czarnek dopuścił do kanonu lektur Olgę Tokarczuk, a Kaja Godek wyjechała na wakacje do Szwecji, możemy być pewni, że wybory zostaną przeprowadzone trochę szybciej. Bo przecież PiS musi utrzymać większość.