Pomimo powrotu do polskiej polityki Donalda Tuska i tragicznych w skutkach anomaliach pogodowych na całym świecie, uwagę mediów w naszym kraju zajmuje dziś pewna kaczka dziennikarska. Jest nią urojona współpraca Włodzimierza Czarzastego z PiS i zablokowana próba przewrotu wewnątrz frakcji SLD. O co w tym wszystkim chodzi?
Zupełnie jak w przypadku niedawnego kryzysu przywództwa w Porozumieniu Jarosława Gowina (a może Adama Bielana?), tak i tu, sytuacja nie jest jednoznaczna. Z różnych mediów można dowiedzieć się zupełnie innych rzeczy o konflikcie na linii Włodzimierz Czarzasty — Marek Balt (tak, bo nie od Tomka Treli się zaczęło). W doniesieniach, jakoby poszło o współpracę lewicowych działaczy na Śląsku z PiS nie ma grama fałszu. Niestety do takiego zagrania doszło, ale szybko zostało ukrócone.
Na początku lipca, europoseł, wiceprzewodniczący Nowej Lewicy i szef śląskich struktur tej partii, Marek Balt, został zawieszony w prawach członka przez Włodzimierza Czarzastego. Powodem tej decyzji był brak pociągnięcia do odpowiedzialności Gabrieli Łacnej i Rafała Porca, którzy poparli wniosek o absolutorium dla zarządu województwa kierowanego przez Jakuba Chełstowskiego z Prawa i Sprawiedliwości. Balt skomentował tę decyzję krótko:
Dla mnie to jest śmieszne, nie mam ani żadnej decyzji, ani podstawy prawnej, ani uchwały.
Co ciekawe, to właśnie wtedy zaczęto budować fałszywą narrację, jakoby do bratania się z członkami partii rządzącej zachęcił sam Czarzasty, negocjując z premierem Mateuszem Morawieckim uwzględnienie w Funduszu Odbudowy (FO) postulatów Lewicy.
W tym miejscu znajduje się najpoważniejszy błąd myślowy, jaki później przebił się do debaty publicznej i spowodował rozłam wewnątrz Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Niektórzy działacze, w tym głośni w ostatnim czasie Tomasz Trela i Andrzej Rozenek, wyczuli możliwość zyskania pewnych wpływów. Chodziło głównie o zmianę umowy zjednoczeniowej pomiędzy SLD a Wiosną.
Problem polega głównie na znalezieniu winnego — najczęściej w tej roli media wskazują Włodzimierza Czarzastego, który miał zawrzeć umowę z PiS, a następnie wykluczyć z partii tych działaczy, którzy się temu sprzeciwili. W tym rozumowaniu znajdują się dwie duże nieścisłości.
Dziennikarskie kaczki i łabędzie
Po pierwsze, wicemarszałek Sejmu nie rozmawiał z Jarosławem Kaczyńskim za zamkniętymi drzwiami na Nowogrodzkiej, a jedynie w asyście Adriana Zandberga i Roberta Biedronia negocjował z prezesem rady ministrów. Te rozmowy okazały się być zresztą niemałym sukcesem, bowiem rząd zgodził się zawrzeć w projektach ustaw składających się na FO kilka postulatów Lewicy. Wśród nich znalazł się m.in. sztandarowy pomysł tego ugrupowania przewidujący budowę 75 tysięcy tanich mieszkań na wynajem.
Po drugie, negocjacje z Morawieckim wcale nie przyniosły negatywnych rezultatów, a tym bardziej rozłamu wewnątrz lewicowej opozycji. Jak przypomina Agnieszka Wiśniewska na łamach Krytyki Politycznej, na początku, ich rezultat zachwalał nawet sam Tomasz Trela. 10 maja, poseł reprezentujący okręg łódzki napisał na swoim Twitterze w odpowiedzi do krytyki ze strony środowisk PO:
Słucham tych wszystkich mędrców, politycznych i publicystycznych, że można było lepiej, więcej i skuteczniej. Jedna rada, do wszystkich. Trzeba było to zrobić, a nie teraz biadolić i się mazać.
Informacje medialne zdają się sugerować, że Trela znów znalazł oś porozumienia z Włodzimierzem Czarzastym. Jak podaje Polska Agencja Prasowa, we wtorek odbyło się spotkanie obu polityków. Łódzki poseł nazwał tę rozmowę „dobrą i twardą”, co wskazuje, że wcale nie miał za złe liderowi Lewicy konsultacji z Morawieckim, a jedynie doszło do kilku nieporozumień w sprawie połączenia SLD z Wiosną.
Nieco mniej skory do dialogu zdaje się być Andrzej Rozenek. Poseł udzielił we wtorek wywiadu Jakubowi Majmurkowi. Kiedy redaktor zwrócił mu uwagę, że słowa o tym, jakoby sprzeciw wobec współpracy przy Funduszu Odbudowy podzielił wewnętrznie Lewicę są nietrafione ten odparł:
Nieprawda. Sprawa nie była dyskutowana przed faktem na klubie.
Nie pierwszy, nie ostatni raz
Sytuacja po lewicowej stronie opozycji zdecydowanie jest napięta, ale wszystko zdaje się być na nieco lepszej drodze do rozwiązania, niż jeszcze kilka dni temu. To nie pierwszy raz, kiedy nieprzychylne liderom frakcje wewnątrz Lewicy wywlekały sprawy wewnętrzne do mediów. Tak działa polityka. Problem leży jednak właśnie po stronie dziennikarek i dziennikarzy, którzy bez żadnego pomyślunku i rozeznania wewnątrz środowiska lewicowego snuli teorie spiskowe o wielkim przewrocie w Nowej Lewicy.
Jak można zauważyć, między innymi po ostatniej wypowiedzi Tomasza Treli, porozumienie jest, ale do wyjaśnienia sprawy jeszcze nieco brakuje. Mimo to, redaktorzy nawet renomowanych dzienników pokroju „Rzeczypospolitej”, gubią wątki i insynuują, jak np. Jacek Nizinkiewicz w rozmowie z Włodzimierzem Czarzastym, jakoby w cały konflikt zaangażowany był dodatkowo Leszek Miller.
Były premier dopełnia swoją polityczną emeryturę w Parlamencie Europejskim i nie ma bezpośredniego wpływu na kształt Nowej Lewicy. Od swoich dotychczasowych poglądów i barw partyjnych coraz częściej się odżegnuje, a jego działalność ma miejsce wyłącznie w mediach społecznościowych prowadząc chaotyczną partyzantkę wymierzoną w Czarzastego.
Dziś najważniejsze jest aby nie ulegać wewnętrznym wojenkom oraz głośnym oświadczeniom ludzi pozbawionych już większego wpływu na polską politykę. Podziały na lewicy były, są i będą. W tym całym szaleństwie warto jednak znaleźć metodę, by Lewica nie balansowała na granicy progu wyborczego dla koalicji.
Paradoksalnie, zjednoczenie Wiosny z Sojuszem Lewicy Demokratycznej na równych zasadach, do którego finalnie doszło w związku z powstaniem dwóch frakcji wewnątrz Nowej Lewicy jest krokiem naprzód, a nie w tył. Zapewnienia władz klubu o dalszym podtrzymaniu współpracy z Lewicą Razem wskazują, że pluralizm poglądów wewnątrz koalicji zostanie utrzymany.
Nawet jeśli wyniki sondażowe i wyborcze utrzymają się na poziomie jednocyfrowym, to miniona wojna medialna powinna być dla Lewicy nauczką, że sprawy wewnętrzne rozwiązuje się w prywatnych rozmowach (tak jak to dzisiaj zrobił Czarzasty z Trelą) oraz na szerokich posiedzeniach (do których ma w najbliższym czasie dojść).
Jeśli jednak, niektórzy członkowie dalej będą stawiać swoje osobiste interesy wyżej, niż dobro lewicy, to muszą się liczyć z tym, że będą w partiach zawieszani. Należy jedynie liczyć, że posłanki i posłowie pójdą po rozum do głowy i najbliższe dwa lata do wyborów poświęcą na służenie wyborcom, a nie na partyjne gierki.