Już po Lewicy. Leży i kwiczy. Wrócił pan Tusk, już po Was. Teraz Wasz najbardziej antypisowski elektorat Was porzuci, bo dostał nadzieję. Nadzieję w Tusku. Już się nie podniesiecie, pisowskie sługusy – te i ostrzejsze komentarze dało się usłyszeć przy okazji powrotu Donalda Tuska do polskiej polityki.
Nie jest to oczywiście wina samego Tuska. Konflikt między antypisem i tylko antypisem, a coraz bardziej symetryzującą opozycją lewicową narastał od dawna. Lewica, nie chciała wejść pod opozycyjny but jednego światłego kierunku Borysa Budki. Ba, pozwoliła sobie nawet na własną niezależną politykę jak ratowanie 770 miliardów budżetu unijnego dla Polski. A tego się nie wybacza. Jest więc ciągle atakowana i ciągle pod obstrzałem. Gdy posłowie PO pomylą się w głosowaniu, to jest to tylko ojtamojtam pomyłka. Gdy pomyli się Lewica, to jest to dowód na sojusz z PiS. Gdy w poprzedniej kadencji, taki Sławomir Nitras tylko w 57% przypadkach głosował tak jak PiS, to jest to współpraca w Sejmie. Gdy w kilu głosowaniach Lewica zagłosuje jak PiS, to jest to skandal. Gdy posłowie i posłanki PO chodzą do TVP, to jest to dawanie świadectwa. Gdy idzie tam ktoś z Lewicy, to jest to kolaboracja. Pomysł, aby poprzeć Lidię Staroń jako pisowską kandydatkę na RPO, to zdrada. Pomysł, aby poprzeć pisowskiego kandydata Mariusza Wiącka, to rozsądne rozwiązanie konfliktu przez PO. Przykładów mamy masę. A wszystko jest winna Lewica. Bombardowanie trwa dzień w dzień, o czym właśnie przekonała się posłanka Paulina Matysiak, która śmiała w TVP stwierdzić, że Tusk nie zrobi nic ani dla kobiet, ani dla rynku pracy w Polsce.
Dlatego Lewica będzie winna, jeśli Tuskowi się nie uda. Nie uda w sensie przejęcia władzy. Bo że w fajnopolackiej Wielkiej Pardubickiej przeskoczy Hołownię jest bardzo możliwe. Będzie więc Lewica oczywiście winna, jeśli wpadnie pod próg wyborczy. Teraz wydaje się to niemożliwe, ale jeśli rzekomo planowany przewrót w SLD się powiedzie, to możemy mieć dwie partie lewicowe. I nawet jeśli jedna z nich zostanie w charakterze paprotki łaskawie zaproszona do wspólnej listy opozycji, to zostanie druga. I to ona będzie winna. Tak jak przez lata winna była partia Razem, że PiS zyskał samodzielną większość w 2015 roku, a nie winny był Miller tworzący komiczną koalicję z Palikotem albo Tusk oddający PO Ewie Kopacz. Co najbardziej zabawne, zepchnięcie Lewicy, czy to całej, czy jej części zdaje się być z jednej strony mokrym snem liberałów w Polsce. Z drugiej strony właśnie przez lata krzyczą, jak to zejście pod próg SLD Millera z Palikotem dało PiS władzę.
Będzie też jednak winna Lewica, gdy wejdzie do Sejmu, ale PiS, na przykład w sojuszu z Konfederacją lub bez, dalej będzie rządził. Niektórym wydaje się to niemożliwe, ale przypomnijmy. PiS obronił swoje 30% poparcia w momencie, gdy umarło z powodu covidu 120 000 ludzi a gospodarka stawała na skraju załamania. Ile będzie miał, gdy ruszająca i to z olbrzymim hukiem gospodarka znowu napędzi optymizm wyborców? Cóż, jeśli władzę utrzyma PIS, winna będzie Lewica. Nawet jeśli będzie dzień w dzień krytykowała PiS. Nawet jeśli, tak jak teraz, będzie dzień w dzień zbierała podpisy pod odwołaniem ministra Czarnka. I tak będzie winna. Bo jest w sojuszu z PiSem. Bo za mało klaskała. Bo nie wspierała powrotu wielkiego Donalda.
Cokolwiek zrobi Lewica, będzie winna, że Tuskowi się nie udało porwać Polaków do zwycięstwa swoim memlaniem kolejnej metafory o złym PiSie. Pora więc to przyjąć do wiadomości i robić swoje. Te 6-8% wyborców może wydawać się mało. Ale też może wydawać się bardzo dużo, gdyż ci co mieli odejść, odeszli już do liberalnego Trzaskowskiego. A dowiezienie tych 6-8% jest najlepszą dziś drogą do odegrania języczka u wagi w być może przyszłym opozycyjnym rządzie. I blokowania neoliberalnej demolki.