3 czerwca, Poznań. Chory na schizofrenię, zdezorientowany, zakrwawiony 39-letni mężczyzna błąka się po jednym z osiedli. Na swojej drodze napotyka czteroosobowy patrol Policji. Wedle ich relacji zachowuje się w sposób „agresywny” (według świadków – niekoniecznie). Odpowiedź stróżów prawa? Pięć strzałów z broni służbowej, bez wcześniejszego ostrzeżenia (trzy kule w brzuchu, dwie w nogach). Warto dodać, że tego wcześniej tego samego dnia matka chorego Łukasza zgłaszała jego zaginięcie.
To nie pierwszy przypadek, gdy polska Policja sięga po metody rodem z amerykańskich ulic. Nie pierwszy raz również taka sytuacja nie budzi tak wielkiego zainteresowania mediów, na jakie zasługuje. W następnym dniu pod zajściu w polskim internecie trendowały takie tematy jak mecz siatkarski Polska-USA czy powrót Donalda Tuska, następnego dnia – kolejna skrajna wypowiedź Grzegorza Brauna. Brutalność Policji robi coraz mniejsze wrażenie, co może oznaczać, że niestety cofamy się do czasów słusznie minionych.
Pamiętam początek lat 2000 i swoje własne doświadczenia. Błąkamy się po jednym z gdańskich parków, kaptury na głowach, zabijamy czas – papierosy, jakieś piwo, nic groźnego. Podjeżdża policyjna „suka”, wyskakują napompowani panowie z agresją w oczach i okrzykami w stylu „dokumenty”, „do samochodu”, „rzeczy na maskę”, „nogi szeroko, kurwa”. To był koloryt tamtych czasów – wystarczyło mieć tych kilkanaście lat, być z nieco „gorszej” dzielnicy miasta. Rewizje i zaczepki stróżów prawa, głupie odzywki, mandaty.
Ale nie tylko. Gdzieś w podobnym czasie, nasz kolega (bluza z kapturem, szerokie spodnie) trafił na jeden z gdańskich komisariatów. Za kawałek skręta. Opisywał to potem tak, że kilku wujkowatych panów z wąsem przyodziało go w kamizelkę kuloodporną i przykuło do kaloryfela, po czym nastąpiła minuta obijania pałami. Kamizelka dla niepoznaki (uderzenia nie zostawiają śladów).
Dzisiaj trudno w to uwierzyć, ale taki był wtedy klimat (to te same czasy w których obrońcy porządku dorabiali przyjmowaniem łapówek za byle wykroczenia – głównie za przekraczanie prędkości). Ówcześni policjanci polowali głównie na drobne używki, chodziło o podkręcanie statystyk. Większość z nich otrzymała swoje „know-how” od kolegów rozwijających kariery w schyłkowej fazie PRL-u. To były bardzo złe nawyki. Swoją drogą tamta Policja była jeszcze gorzej opłacana, zawalona robotą i dławiona wszechobecną wciąż korupcją małego szczebla (nie to, co teraz, gdy liczy się szczebel wysoki). Pamiętam swoją wizytę na komisariacie w roli świadka (przy okazji jakiegoś rozboju – na początku lat 2000 to była plaga): dominowały obdrapane ściany, w powietrzu gęsto od dymu, na biurkach maszyny do pisania z lat 70.
Kilka lat później Polska dołączyła do państw Unii Europejskiej i zmieniło się naprawdę sporo. Pojawiły się nowe środki, nowe szkolenia i lepsze standardy. Kiedy przed kilkoma laty mój znajomy został złapany z małą ilością marihuany, dwójka funkcjonariuszy po prostu zwróciła mu własność i puściła wolno. Zmieniły się priorytety i metody.
Przykro stwierdzić, że od roku 2015 wraca stare. Policja to instytucja, której polskie prawo przyznaje prawo użycia przymusu bezpośredniego, innymi słowy – do użycia przemocy. Tak być musi, bo w takim świecie żyjemy. Ale diabeł tkwi w szczegółach, bo Policja może być zarówno instytucją chroniącą i służącą ludziom, jak i organem represji. W jednej ze scen „Prawa Ulicy” (The Wire), jednego z lepszych seriali o pracy amerykańskich stróżów prawa, ma miejsce zebranie lokalnej społeczności Baltimore, miasta dławionego przestępczością o korupcją. Jedna z mieszkanek wstaje i wspomina jak to kiedyś lokalny oficer był człowiekiem znanym i lubianym, jak potrafił plotkować z ludźmi ze społeczności Tak się budowało zaufanie, taka była rola policjantów. W świecie serialu te czasy należą do przeszłości – egzekwowanie prawa polega na zgarnianiu i wypuszczaniu kolejnych dilerów. Ale tu przynajmniej wypadki zdarzają się rzadko.
W rzeczywistości, przypadki strzelania do niewinnych są na porządku dziennym. Przypadek Floyda był tylko czubkiem góry lodowej. Rokrocznie z rąk policji ginie w Stanach około 1000 osób. Biorąc pod uwagę ich liczebność w stosunku do populacji, w przeważającym stopniu są to czarni i latynoscy mężczyźni w wieku 20-40. Dziennikarze i politycy wskazują na trzy czynniki: systemowy rasizm, powszechny dostęp do broni i słabe przeszkolenie stróżów porządku (nawet kilka tygodni uprawniać cię może do pełnienia służby). Żaden z tych czynników tak naprawdę w Polsce nie występuje. Mamy za to problem – znany również ze Stanów – przedmiotowego, a nie podmiotowego, traktowania obywateli. A w czasie rządów PiS, również rosnącą świadomość poczucia bezkarności. Było to widoczne podczas Strajku Kobiet.
Nie godzi się na to parlamentarna Lewica, która już jesienią zeszłego roku wniosła projekt ustawy o zmianie ustawy o Policji oraz niektórych innych ustaw – rzecz dotyczy propozycji powołania Biura Monitorowania Policji jako niezależnej jednostki organizacyjnej podporządkowanej Sejmowi, powołanej między innymi do rozpatrywania skarg na działalność Policji, jej organów, jednostek organizacyjnych i funkcjonariuszy w zakresie w jakim dotyczy ona podstawowych zadań Policji. Nie godzą się również młodzi ludzie, którzy nie chcą żyć w kraju, w którym umundurowani faceci z bronią są ich przeciwnikami. W państwie represyjnym i hierarchicznym, gdzie drobny błąd w ocenie może kosztować życie lub zdrowie. W piątek 18 czerwca przedstawiciele organizacji młodzieżowych o profilu lewicowym organizują demonstrację solidarnościową z poszkodowanym Łukaszem Poznania – i przeciwko brutalności policjantów.
Na szczęście sprawę podjął odchodzący RPO Adam Bodnar, który zwrócił się do szefa poznańskiej policji z żądaniem wyjaśnień. Również coraz częstsza praktyka przyznawania wysokich odszkodowań cywilnych przez (jeszcze w miarę) niezależne sądy, tworzy szum wokół podobnych przypadków nadużywania władzy państwowej. Być może tym razem prawdziwi sprawcy nie unikną również odpowiedzialności karnej.