106 lat temu zamordowany przez nacjonalistę został Jean Jaurès, który naraził się prawicy tym, że ze wszystkich sił próbował powstrzymać wybuch I Wojny Światowej. Z tej okazji warto przypomnieć o jednej z najwybitniejszych postaci w historii francuskiej lewicy, demokratycznym socjaliście, wojującym pacyfiście, szanowanym historyku i trybunie ludowym. Jego osoba może być wzorem do naśladowania także dla współczesnej lewicy, a będącą porażką dla pacyfizmu tragiczną śmierć należy traktować jako przestrogę. W końcu i dzisiaj wciąż istnieje większość zjawisk, z którymi walczył Jaures, a zwłaszcza w Polsce nacjonalizm oraz antysemityzm pozostają groźne.
Jean Jaures urodził się w 1859 r., a dzięki swoim uzdolnieniom szybko zaczął robić karierę polityczną, początkowo w obozie umiarkowanych republikanów. Znany ze swej lewicowej wrażliwości oraz głębokiego humanizmu, z czasem jednak zbliżył się do socjalizmu i został jedną z czołowych postaci francuskiej lewicy. Zasłynął walką o interesy górników ze swego regionu, żarliwą obroną strajkujących (którzy w tamtych czasach często przypłacali życiem opór wobec wyzysku), a także wspieraniem robotniczych spółdzielni. Ideologicznie łącząc marksistowski socjalizm z francuskim humanizmem uważał za swój obowiązek stać po stronie uciśnionych, zawzięcie walcząc z dzikim kapitalizmem obecnym w ówczesnej Francji. Oprócz działalności politycznej rozwijał również naukową. Najbardziej znaczącym dziełem była „Socjalistyczna Historia Rewolucji Francuskiej”, jedna z pierwszych prac skupiających się na roli klas i konfliktu klasowego w rewolucji, która wywarła ogromny wpływ na późniejszych historyków i do dzisiaj jest szanowana jako ważne dzieło w historiografii Rewolucji Francuskiej.
Jedną z jaśniejszych kart w życiorysie Jauresa stanowi bez wątpienia jego udział w obronie Dreyfussa. Ten francuski oficer został niesłusznie oskarżony o szpiegostwo, a walka o jego uniewinnienie stała się źródłem jednego z największych kryzysów politycznych w historii kraju. Francja podzieliła się na dwa wrogie obozy, a prawica rozpętała ogromną nagonkę antysemicką w próbie obrony winnego całej sprawy wojskowego i politycznego establishmentu, który nie chciał się przyznać do pomyłki. Kierowany humanistycznymi wartościami Jaures stanął oczywiście po stronie niewinnego Dreyfussa. Dla socjalistycznego przywódcy niesłusznie skazany oficer uosabiał wciąż gnębioną przez elity ludzkość, a obowiązkiem lewicy była walka z niesprawiedliwością oraz antysemicką kampanią nienawiści. Jaures dołożył także starań, aby wyeliminować antysemityzm na lewicy, co zakończyło się w dużej mierze sukcesem i od tego momentu we Francji wiązał się on niemal wyłącznie z prawicą (co jednak miało jeszcze mieć negatywne konsekwencje w czasach rządu Vichy).
W tym czasie Jaurès przewodził bardziej umiarkowanemu skrzydłu socjalistów, które wspierało ówczesny rząd radykalnych republikanów i przyczyniło się do uchwalenia w 1905 prawa o separacji państwa z kościołem, stanowiącego fundament współczesnej Francji laickiej. Rozłam między reformistami Jaurèsa a skrzydłem rewolucyjnym został zakończony w tym samym roku wraz z powstaniem SFIO (Francuska Sekcja Międzynarodówki Robotniczej). W tym okresie Jaurès założył również słynną gazetę L’Humanité, która później stała się organem komunistów po rozłamie na skutek którego opuścili oni SFIO, już po śmierci Jaurèsa i Wielkiej Wojnie.
W następnych latach SFIO stopniowo zyskiwało na sile, cały czas walcząc o interesy robotników i wspierając pomysły kolektywizacji, nacjonalizacji oraz przynajmniej częściowego zniesienia własności. Gdy wojna światowa zaczęła majaczyć na horyzoncie, Jaurés jako pacyfista i wieloletni krytyk imperializmu próbował jej zapobiec. Starał się zmobilizować ludzi do oporu wobec wojny i przekonywał niemieckich kolegów z SPD, żeby w przypadku wybuchu konfliktu przeprowadzić strajki generalne w obu krajach, co praktycznie uniemożliwiłoby prowadzenie działań zbrojnych. Lider SFIO jeździł po całym kraju i mówił tłumom, że „obecnie bronienie pokoju jest prowadzeniem najbardziej heroicznej z bitew”.
Ta pacyfistyczna walka Jaurèsa sprowadziła na niego gniew i nienawiść zwolenników wojny, w której widzieli szansę na wzięcie rewanżu na Niemcach oraz odzyskanie Alzacji i Lotaryngii. Przywódca socjalistów stał się obiektem okrutnej nagonki, w której prym wiedli nacjonaliści. Niewątpliwie dla wielu antysemitów była to też okazja do zemsty na jednym z obrońców Dreyfussa. Taka kampania nie mogła pozostać bez echa i 31 lipca, na kilka dni przed wybuchem wojny, Jean Jaurès został zastrzelony przez zamachowca, którym był nacjonalista Raoul Villain (nomen omen). Wszyscy ważniejsi politycy, w tym wrogowie zamordowanego socjalisty, pospieszyli z kondolencjami i wyrazami żalu, ale za pustymi słowami kryło się odrzucenie pacyfizmu Jauresa. Francja poszła na wojnę, między innymi dlatego że czołowy obrońca pokoju zginął, a jego główny sojusznik (Joseph Caillaux) miał związane ręce przez skandal rodzinny. Nastroje prowojenne były na tyle silne, że prawdopodobnie i tak nie udałoby się zorganizować strajku generalnego zdolnego do powstrzymania zbliżającej się rzezi, ale wraz ze śmiercią Jaurèsa umarła również ostatnia iskra nadziei na pokój.
Wielu cieszyło się mniej lub bardziej skrycie z tego morderstwa, wiele mówiący jest również fakt, że krótko po wojnie Villain został uniewinniony przez sąd mimo oczywistej winy. To oczywiście wzbudziło ogromne oburzenie na lewicy, a Anatole France (wybitny pisarz i noblista) napisał w L’Humanité: „Robotnicy, Jaurès żył dla was, umarł dla was. Potworny wyrok uznał, że jego morderstwo nie jest zbrodnią. Ten werdykt wyrzuca poza prawo was i tych którzy bronią waszej sprawy”. Sprawiedliwość dosięgła zabójcę dopiero kilkanaście lat później, w czasie hiszpańskiej wojny domowej, bowiem tam wyjechał Villain po uniewinnieniu przez sąd.
Natomiast legenda Jaurèsa tylko rosła wraz z czasem i przynajmniej pod tym względem zatriumfował nad swoimi przeciwnikami. Z polityków tylko De Gaulle ma porównywalną liczbę ulic i innych miejsc nazwanych swoich imieniem, a w 1924 szczątki lidera SFIO zostały przeniesione do Panteonu. Można powiedzieć, że stał się świętym francuskiej lewicy. Pierwszym posunięciem Mitterranda po zaprzysiężeniu jako prezydenta było właśnie złożenie hołdu Jaurèsowi, ale obecnie już praktycznie wszyscy od lewa do prawa powołują się na tę postać. Nawet Sarkozy mówił, że jego partia jest spadkobierczynią Jaurèsa, a liderzy Frontu Narodowego przekonywali swego czasu, że to na nich by głosował. Socjalistyczny przywódca pewnie się przewraca w grobie, ale taki los spotyka większość bohaterów narodowych.
Nam tragiczna śmierć Jaurèsa może przywodzić na myśl zabójstwo Gabriela Narutowicza i jest to pod wieloma względami słuszne skojarzenie. W obu przypadkach zamordowani zostali postępowi politycy, wobec których rozpętano kampanie nienawiści. Tylko pokazuje to, jak groźna może być agresywna retoryka nacjonalistycznej prawicy i dlaczego należy z nią walczyć. Lewica powinna pamiętać o swoich bohaterach z przeszłości, a jednocześnie walczyć o to, by w końcu zrealizowały się marzenia, za które oddali życie. Jean Jaurès na pewno z dumą patrzyłby na Europę względnie pokojową i współpracującą ze sobą, ale to tylko mały krok do realizacji jego wizji. Wciąż bowiem na całym świecie toczą się wojny podsycane przez groźne ideologie takie jak nacjonalizm, a wyzysk jest bardzo daleki od wyeliminowania. Pozostaje mieć nadzieję, że się to jeszcze zmieni i że już żaden Jaurès nie zginie w obronie wartości tak podstawowych i z pozoru oczywistych.