Opinie

Kryzys humanitarny na granicy z perspektywy pracowniczej

wPunkt
Kryzys humanitarny na granicy z perspektywy pracowniczej

„Nie możemy ulegać groźbom, że “osoby migrujące za pracą lub uciekające przed wojną są dla nas zagrożeniem, że odbiorą nam nasze niestabilne i nisko płatne miejsca pracy” ani twierdzeniom, że migracja zarobkowa wpływa na obniżenie płac” – pisze Weronika Parfianowicz.

Od ponad dwóch miesięcy w Polsce trwa kryzys humanitarny. Wobec osób przebywających na granicy władza sięgnęła po cały repertuar drastycznych i nielegalnych środków: Straż Graniczna nie przyjmuje wniosków o azyl, stosuje wywózki i przemoc wobec uchodźców, nie dopuszcza do udzielania im pomocy medycznej, czy przekazania wody i pożywienia. Wzdłuż granicy wzniesiono ogrodzenia z drutu kolczastego, a wprowadzenie stanu wyjątkowego uniemożliwia jakąkolwiek kontrolę społeczną nad działaniami służb. Przy okazji ułatwia stosowanie szykan wobec lokalnych mieszkańców, starających się tej pomocy udzielić. W momencie pisania tego tekstu wiadomo o dziewięciu przypadkach śmierci. Biorąc pod uwagę warunki, ta liczba na pewno nie oddaje rzeczywistej skali tragedii.

Podczas tzw. „kryzysu uchodźczego” w 2015 roku jako Inicjatywa Pracownicza przygotowaliśmy broszurę Migracje, kapitalizm, ruch pracowniczy. Apelowaliśmy w niej by “zacząć budować alternatywę wobec podziałów, które służą politycznym i gospodarczym elitom”. To wezwanie nabiera dziś szczególnej aktualności. Polityka naszego państwa nie jest niestety wyjątkiem, ale stanowi element szerszego trendu. O przemoc, wywózki i odmowę dostępu do procedury azylowej od lat oskarżana jest unijna agencja Frontex powołana do ochrony zewnętrznych granic UE. Jako pracownicy i pracownice nie możemy patrzeć obojętnie na humanitarny kryzys i przemoc państwa ani oczekiwać, że pomoc nadejdzie z zewnątrz. Potrzebujemy międzynarodowej solidarności i współdziałania pracowników “miejscowych” z imigrantami.

Nie możemy ulegać groźbom, że “osoby migrujące za pracą lub uciekające przed wojną są dla nas zagrożeniem, że odbiorą nam nasze niestabilne i niskopłatne miejsca pracy” ani twierdzeniom, że migracja zarobkowa wpływa na obniżenie płac. Ta polityka strachu zaciemnia rzeczywiste mechanizmy kształtujące rynek pracy. Antagonizuje przedstawicieli globalnej klasy pracującej, pochodzących z różnych zakątków świata i utrudnia walkę o poprawę warunków życia i pracy dla wszystkich.

Kontrolować, żeby wyzyskiwać

To nie migracje są problemem, ale sposób, w jaki korzysta z tych migracji kapitalizm. Jego celem jest uzyskanie jak największej kontroli nad przemieszczającymi się osobami. Linia konfliktu leży więc pomiędzy ludźmi poszukującymi na własną rękę możliwości zmiany warunków swojego życia, a instytucjami, które starają się tę mobilność skanalizować tak, by służyła potrzebom kapitału. Polityka otwartości, integracja osób przybywających spoza Europy, obejmowanie ich podobnymi uprawnieniami jak mieszkańców regionu, nie jest na rękę tym, którzy czerpią korzyści z ich niepewnego i nieuregulowanego statusu. W swojej obecnej formie, ta kontrola nad mobilnością służy przede wszystkim stwarzaniu nowych form wyzysku siły roboczej.  Do tego konieczne jest jak największe ograniczanie wolności przemieszczania się migrantom oraz utrudnianie dostępu do procedury azylowej. 

Zabiegi te sprzyjają temu, by – jak pisała Katarzyna Czaronota przy okazji kryzysu 2015 –  “najbardziej rozwinięte państwa wykorzystywały pracę migrantów niemal za darmo, często na czarnym rynku, unikając jakichkolwiek zobowiązań wobec nich, np. pensji minimalnej, ubezpieczenia zdrowotnego czy składek emerytalnych”.

Niewidzialna praca tymczasowa

Antyuchodźcza nagonka nie tylko ułatwia wyzysk migrantek i migrantów, ale też odwraca uwagę od innych mechanizmów, dzięki którym europejskie państwa zyskują trwały dostęp do “taniej siły roboczej”. Tam, gdzie pracowników zaczyna brakować, państwa rozwijają własne strategie mobilności pracy w oparciu m.in o bilateralne umowy z państwami spoza Unii, często wykorzystując ich trudną sytuację ekonomiczną czy polityczną. Tymczasowe pozwolenia na pracę pozwalają na zaspokojenie okresowych zapotrzebowań w różnych branżach, a następnie na “pozbycie się” nadmiarowej siły roboczej i jej relokację poza Unię. Polityka polskich władz jest pod tym względem przykładem wyjątkowej hipokryzji.  Od 2015 rząd i pro-rządowe media regularnie prowadzą antyimigrancką nagonkę. W tym samym czasie liczba osób przyjeżdżających do pracy w Polsce stale rośnie. Wśród krajów ich pochodzenia jest nie tylko Ukraina, ale również Białoruś, Gruzja, Armenia, Indie, Bangladesz, Nepal. Polska stała się liderem wśród państw OECD jeżeli chodzi o liczbę wydanych pozwoleń na pracę tymczasową.

Państwo polskie udziela więc ponad milion pozwoleń na pracę tymczasową rocznie, jednocześnie  szczując opinię publiczną na niewielką grupę uchodźców przetrzymywanych na granicy. Nie powinno nas jednak dziwić, że władza nie chwali się rozwojem pracy tymczasowej, jest to bowiem kolejna sfera, w której dochodzi do łamania praw pracowniczych. Różnicowanie polityk migracyjnych i statusu osób pod względem kraju pochodzenia, sytuacji prawnej, czy czasu trwania kontraktów izoluje różne grupy pracowników i utrudnia im podejmowanie wspólnych działań.

Mobilność wymuszana i ograniczana

Ta dwoista strategia – jednoczesnego ograniczania i wymuszania mobilności – nie jest w systemie kapitalistycznym niczym nowym. Będący istotnym elementem pierwotnej akumulacji kapitału proces grodzenia dóbr wspólnych (pól i pastwisk) trwający w Anglii od późnego średniowiecza do początków XIX wieku, pozbawił znaczną część wiejskiej ludności źródeł utrzymania, zmuszając ją do zdobywania środków do życia poprzez pracę najemną. Wiązało się to ściśle z wymuszoną mobilnością. Temu procesowi towarzyszyła fala represji i terroru wymierzonych w osoby posądzone o włóczęgostwo. Chodziło o to, by jak najbardziej ograniczyć swobodne przemieszczanie się ludzi i zniechęcić ich do prób wymknięcia się przymusowi pracy. “Wolność poruszania się” – pisał później Fryderyk Engels – “jest pierwszym warunkiem istnienia naszych robotników wielkomiejskich”, dającym im “siłę oporu przeciw obniżaniu płacy przez fabrykantów”. Obecnie osoby, które próbują na własną rękę skorzystać z tej wolności są  wciąż przez system kapitalistyczny traktowane są jako zagrożenie.

Sposoby traktowania pracowników migranckich w niedalekiej przyszłości mogą dotknąć nas wszystkich. To nie migranci “zabiorą” nam pracę, ale raczej rządy wraz z międzynarodowymi korporacjami wspólnie doprowadzą do sytuacji, w której tymczasowość i wymuszona mobilność będą udziałem rosnącej grupy pracowników. Doświadcza tego już teraz wielu pracowników pochodzących z biedniejszych państw UE, którzy zatrudniani są na podobnie niestabilnych warunkach, jak pracownicy pochodzący spoza UE. Przekonali się o tym np. pochodzący z Rumunii pracownicy sezonowi na farmie w niemieckim Bornheim, którzy podjęli strajk wiosną 2020 roku.

Wielki mur klimatyczny

Jedną z przyczyn wzrostu liczby osób opuszczających swoje domostwa jest kryzys klimatyczno-ekologiczny. Szacuje się, że w 2017 r. od 22,5 do 24 milionów ludzi było zmuszonych do opuszczenia swojego domostwa na skutek nagłych kataklizmów – powodzi, pożarów, gwałtownych burz – które przypisuje się zmianie klimatu. Te liczby będą rosnąć. Do 2050 może to być już 143 milionów osób rocznie.

Na świecie przybywa osób doświadczających bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia, których miejsca życia ulegają nieodwracalnemu zniszczeniu. Tymczasem najbogatsze państwa, w dużej mierze odpowiedzialne za ten stan rzeczy, nie tylko nie kwapią się do udzielania im wsparcia, ale wręcz zaostrzają swoją politykę wobec migrantów. W ostatnich dniach Transnational Institute (TNI) opublikował raport, który rzuca więcej światła na ten paradoks. Wynika z niego, że najwięksi emitenci gazów cieplarnianych wydają dwukrotnie więcej środków na ochronę swoich granic i antyimigracyjne polityki niż na walkę z kryzysem klimatycznym. Podczas, gdy najwięksi truciciele fortyfikują swoje granice, konsekwencje kryzysu najciężej dotykają państw o najniższych emisjach. “Somalia odpowiada za 0,00027% globalnych emisji od roku 1850, ale ponad milion jej mieszkańców (6% populacji) było zmuszonych do przesiedleń w wyniku związanych z klimatem kataklizmów w 2020 roku”.

Jako obywatele Unii Europejskiej też jesteśmy zakładnikami tej haniebnej polityki, w ramach której ogromną część środków publicznych wydaje się nie na poprawę warunków życia i walkę z kryzysem klimatycznym, ale na rosnące kontyngenty coraz lepiej uzbrojonych służb granicznych, paramilitarnych organizacji, zaawansowanych technologii do kontrolowania granic (wydatki na sam Frontex wrosły pomiędzy  2006 i 2021 o 2763%!).

Właśnie dlatego tak pilne jest wezwanie do ponadnarodowej solidarności pracownic i pracowników. Naszym wspólnym celem powinien stać się świat, w którym nikt wbrew woli nie jest zmuszony do opuszczenia swojego domu. Ale też taki, w którym nikomu nie odbiera się wolności do przemieszczania się.

Tekst ukazał się pierwotnie na witrynie ozzip.pl

Popularne

Do góry