Fakt, że na pandemii cierpią tylko najbiedniejsi, a giganci zyskują nikogo już chyba nie dziwi. Nieprzemyślane działania polskiego rządu, obostrzenia uderzające w pracowników, nieformalne monopole wielkich firm i coraz większe marże nakładane przez korporacje na małe biznesy. Wszystko to sprawia, że pracownicy stają się niewolnikami wielkiego kapitału – zarówno tego rządowego, jak i korporacyjnego.
Sytuacja branży gastronomicznej niestety nie jest tutaj wyjątkiem. Nie dość, że z wiadomych przyczyn restauracje ograniczają się teraz przeważnie tylko do wydawania posiłków na wynos i mają znacznie mniej klientów, to dodatkowo powoli stają się poddanymi aplikacji do zamawiania jedzenia.
Mimo że na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że firmy takie jak Uber Eats, Pyszne.pl, Wolt czy Glovo współpracują z restauracjami i pomagają im utrzymać ruch, w rzeczywistości jest zupełnie odwrotnie. Aplikacje do zamawiania jedzenia są tylko kolejnymi cyfrowymi gigantami, z którymi małe restauracje nie mają szans konkurować i jedynym ich sposobem na przetrwanie jest nawiązanie takiej „współpracy”.
Sytuacja lokali gastronomicznych jest w opłakanym stanie, tymczasem pośredniczące firmy kurierskie mają się lepiej niż kiedykolwiek. Ich wyniki naprawdę zwalają z nóg i dobitnie pokazują, z jaką skalą niesprawiedliwości mamy do czynienia. Dla przykładu: przedsiębiorstwo Pyszne.pl podaje, że w ciągu dwóch miesięcy od zamknięcia gastronomi pozyskało około 2 tysięcy nowych restauracji – jest to więcej niż w CAŁYM 2019 roku. Tego typu wzrost w swoich zyskach odnotowują wszystkie firmy doręczycielskie. Widzimy więc, że międzynarodowe korporacje doskonale wiedzą jak wykorzystać bezsilność mniejszych graczy.
Taka dysproporcja władzy i kapitału pomiędzy restauratorami a wielkimi firmami prowadzi do jednego – nadużyć. Silna pozycja aplikacji sprawia, że te mogą pozwolić sobie na kuszenie klienta wieloma promocjami i jednocześnie wywierać na branży gastronomicznej coraz większy wpływ.Już na samym początku współpracy restauracji z aplikacją konieczny jest zakup sprzętu elektronicznego do przyjmowania zamówień (na koszt restauratora), którego koszt wynosi około 800 złotych. Potem zaczyna się nakładanie marż. Prowizje aplikacji food delivery wynoszą nawet do 40 procent wartości każdego zamówienia i zazwyczaj są nienegocjowalne. Część zarobku idzie do restauracji, jedynie odrobinę mniejsza część do korporacji, a najmniejsza do kuriera.
Niestety tak wygląda neoliberalna rzeczywistość. Monopol zagranicznych platform, przemoc ekonomiczna wobec mniejszych biznesów i kompletna obojętność rządu to tylko kilka kwestii, które stały się bardziej widoczne w trakcie pandemii. My, konsumenci, możemy jednak zwracać uwagę na to, gdzie zamawiamy jedzenie i dbać o to, aby wspierać restauratorów bezpośrednio. Stójmy po stronie pracowników, a nie wielkiego kapitału!
Tekst pierwotnie ukazał się na Facebooku Czerwonej Młodzieży.