Od dnia wyboru kardynała Karola Wojtyły na przywódcę Kościoła katolickiego zawsze istotna pozycja i głos Kościoła w Polsce zaczął nabierać szczególnego znaczenia. Kościół stawał się już nie tylko instytucją wywierająca wpływ na masy wiernych i politykę wyznaniową rządzących, ale stopniowo stwarzając sferę wolności stawał się zapleczem intelektualnym i materialnym opozycji antykomunistycznej. Niewątpliwe zasługi Kościoła katolickiego i papieża Jana Pawła II w obaleniu ustroju komunistycznego musiały zostać docenione w nowej rzeczywistości politycznej.
W demokratycznym państwie prawnym jakim miała się stać Rzeczpospolita Polska konieczne było radykalne zerwanie z zasadą wrogiej separacji państwa od kościołów i związków wyznaniowych obowiązującej w państwach bloku radzieckiego. W Polsce nigdy nie była ona konsekwentnie realizowana, a Kościół cieszył się wyjątkowa pozycją na tle sytuacji w innych krajach socjalistycznych.
W myśl nowych regulacji prawnych, które w założeniach miały wprowadzić w Polsce model państwa świeckiego, neutralnego światopoglądowo w sprawach religii i przekonań (art.10 ust.1 ustawy z dn.17 maja 1989 r. o gwarancjach wolności sumienia i wyznania), państwo zapewniało każdemu obywatelowi wolność sumienia i wyznania (art.1 ust.1 cyt. wyżej ustawy) rozumianą jako „..swobodę wyboru religii lub przekonań oraz wyrażania ich indywidualnie i zbiorowo, prywatnie i publicznie.” (art.1 ust. 2). Obywatele wierzący wszystkich wyznań oraz niewierzący mieli cieszyć się równymi prawami we wszystkich sferach życia państwowego. (art.1 ust.3). W tym samym akcie prawnym wprowadzona została zasada niezależności od państwa związków wyznaniowych w zakresie wykonywania funkcji religijnych stosownie do art. 11 ust.1. W przepisie art.19 wprowadzającym zasadę równouprawnienia kościołów i innych związków wyznaniowych formułowany został zakres funkcji religijnych kościołów i innych związków wyznaniowych wyznaczający zakres ich niezależności od państwa – art. 19 ust.2 pkt. 1 do 18.
Niestety już w ustawie o stosunku państwa do Kościoła katolickiego zawarto przepisy świadczące o porzuceniu zasady rzeczywistego równouprawnienia kościołów i związków wyznaniowych. Dotyczyło to m.in. dopuszczenia katechezy i szkolnictwa wyznaniowego, inwestycji sakralnych i kościelnych, podlegania przepisom podatkowym, obrotu nieruchomościami czy regulacji spraw majątkowych.
W późniejszych latach konsekwentnie rozszerzano uprawnienia Kościoła katolickiego oraz narzucano społeczeństwu reguły i zasady postępowania wynikające z konfesyjnie zdefiniowanego systemu wartości. Uległość wobec Kościoła kolejnych ekip rządzących znalazła wyraz w przyjęciu i podpisaniu w dniu 28 lipca 1993 roku przez Ministra Spraw Zagranicznych w rządzie Hanny Suchockiej Krzysztofa Skubiszewskiego umowy pomiędzy państwem, a Stolicą Apostolską (konkordatu) i przyjęciem w 1997 roku Konstytucji realizującej w pełni ustalenia zawarte w konkordacie.
Podpisanie konkordatu było nie tylko sprzeczne z dobrymi obyczajami nakazującymi powstrzymanie się od podejmowania zobowiązań przez rząd w stosunku do którego zgłoszono wotum nieufności, ale i sprzeczne z obowiązującym postanowieniem tzw. Małej Konstytucji utrzymującej w mocy art. 70 ust .2 Konstytucji PRL z 1952 r. stanowiącym, że sytuację prawną Kościoła regulują ustawy, a nie umowa międzynarodowa. Próby podejmowane przez rządy lewicy opóźnienia procesu ratyfikacji konkordatu ostatecznie zakończyły się jego ratyfikacją w dniu 23 lutego 1998 r. przy czym sam proces ratyfikacji nie spełniał wymogów uzyskania większości posłów głosujących za przyjęciem umowy wymaganych art.90 Konstytucji z 1997 r.
Podpisanie konkordatu wieńczące wcześniejsze wprowadzenie religii do systemu edukacji publicznej, wymogu poszanowania tzw. wartości chrześcijańskich do ustaw dotyczących funkcjonowania mediów czy zaostrzenia przepisów antyaborcyjnych uruchomiło procesy coraz bardziej natarczywego eksponowania elementów religijnych w tym w ceremoniale państwowym, symboli religijnych w urzędach administracji państwowej i samorządowej, a także uchwalania aktów prawnych i podejmowania uchwał przez Sejm inspirowanych wydarzeniami i postaciami religijnymi.
Obecne władze państwowe w Polsce jawnie występują z inicjatywami legislacyjnymi w tzw. gorących materiach prawnych i społecznych realizującymi aktualne poglądy wyznaniowe Kościoła katolickiego.
Zasilają dotacjami instytucje i organizacje kościelne, demonstrują zdolności mobilizacyjne kościelno-partyjnego elektoratu, jak miało to na przykład miejsce podczas tzw. różańcowego otoczenia Polski. Intensywna promocja katolicyzmu mającego pełnić rolę ideologii narodowej odbywa się przy bierności społeczeństwa, pomijając intensywne protesty kobiet organizowane przez Ogólnopolski Strajk Kobiet w sprawie całkowitego zakazu aborcji z jakichkolwiek względów.
Obojętność społeczeństwa na procesy klerykalizacji i wstrzemięźliwość opozycyjnych partii politycznych w tym względzie pozwoliła zainstalować w Polsce model autorytarnego państwa wyznaniowego pod fasadą demokracji większościowej. Możemy zatem mówić dziś o Polsce jako o państwie wyznaniowym. Uzasadnia to zresztą nie tylko zakres zmian w obowiązującym prawie, ale i wprowadzenie obecności kleru we wszystkich prawie instytucjach i organizacjach państwowych, upowszechnienie różnych form finansowania Kościoła, kleru i organizacji około kościelnych jak dotacje, darowizny czy coroczne zwiększanie Funduszu Kościelnego, a także przysporzenia przekazywane pod tytułem realizacji różnych zadań zleconych jak np. na poczet szkolenia urzędników państwowych przez zakonnika z Torunia.
Przymierze polityczne jakie na bazie narodowo-katolickiej ideologii zawarł Kościół katolicki z partią sprawującą obecnie władzę i jej sukces wyborczy były dwukrotnie możliwe głównie dzięki wywołaniu antyoświeceniowej ofensywy kulturowej zapoczątkowanej w 2013 roku homilią kardynała Dziwisza o wyższości prawa boskiego nad prawem państwowym. Partia rządząca umiejętnie połączyła narodowe mity, martyrologię i autentyczny wstrząs spowodowany katastrofą lotniczą pod Smoleńskiem z ludową religijnością i endecką koncepcją polskości. Utworzona na bazie katolicyzmu doktryna państwowa uzyskała pełną akceptację Kościoła i udowodniła swoja żywotność i skuteczność.
W dalszym ciągu silnie mobilizuje on zarówno zwolenników tzw. „dobrej zmiany” jak i bardziej radykalnie nastawionych integrystów religijnych, ultrakonserwatystów i faszystów oraz obezwładnia opozycję ograniczającą pole konfrontacji z przeciwnikiem politycznym do obrony instytucji demokratycznych państwa bez otwartego przeciwstawienia się Kościołowi i religijno-narodowej ideologii.
W ten sposób demokratyczna opozycja parlamentarna pogarsza jedynie swoją pozycję, a okazując słabość i w gruncie rzeczy poddając się obowiązującemu dyktatowi religijnej poprawności traci zwolenników na rzecz opozycji nacjonalistycznych, a nawet jawnie faszystowskich, a lewica na rzecz opcji konserwatywno-liberalnej mającej jakoby większe szanse na udział w bieżącej polityce. W formacjach opozycyjnych starających się uporczywie podtrzymywać fikcję przyjaznych relacji z Kościołem przeciwnicy obecnej władzy błędnie upatrują możliwości skutecznego zabiegania o realizację swoich celów, gdyż koalicja sprawująca władzę skutecznie zablokowała wszelkie możliwości podważenia jej monopolu.
Nie tylko PO i środowisko skupione wokół Rafała Trzaskowskiego unikającego problematyki religijnej i krytyki Kościoła, ale i nowy ruch Szymona Hołowni wprost odwołujący się ustami swojego lidera do inspiracji religijnej w wydaniu posoborowym nawet gdyby stały się jeszcze bardziej katolickie, to nie mogłyby liczyć na jakiekolwiek względy ze strony Kościoła.
Nie pomoże im w żadnym razie unikanie przyjęcia do wiadomości faktu funkcjonowania w państwie wyznaniowym i niezależnie od potencjalnych zmian pozycji poszczególnych ugrupowań w ramach koalicji rządzącej skazuje raczej na porażkę chociażby z cieszącą się sympatią kleru i hierarchii kościelnej Konfederacją. Aktywnie promująca narodowy katolicyzm Konfederacja, chociaż nie jest w stanie obecnie zająć miejsca żadnej z partii wchodzących w skład Zjednoczonej Prawicy to dla Kościoła jest wygodnym partnerem i alternatywą na wypadek załamania się koalicji rządzącej lub utraty przez nią części elektoratu.
Sytuacja taka coraz skuteczniej demobilizuje zwolenników liberalno-demokratycznej wizji państwa świeckiego ograniczając możliwość stworzenia i zaproponowaniu własnej, alternatywnej wobec narodowo-katolickiego projektu, oferty politycznej przedstawiającej Polskę jako kraj nowoczesny, świecki i rządzony demokratycznie, akceptujący różne style i sposoby życia oraz dający obywatelom poczucie bezpieczeństwa ekonomicznego i socjalnego.
Dotychczasowa postawa polityków opozycji parlamentarnej, wobec Kościoła katolickiego ukazuje ich bezradność wobec rządzącego sojuszu partyjno-kościelnego, brak rozeznania w przyczynach, które doprowadziły do powstania i utrwalenia się tego sojuszu, niezdolność do rzetelnej oceny wpływu obowiązującego prawa na pozycję i działalność Kościoła katolickiego czy obecnej roli Kościoła jako stabilizatora i gwaranta trwałości koalicji rządzącej. Brak jakiejkolwiek koncepcji zmian obowiązującego prawa, która w przyszłości mogłaby przywrócić świecki, demokratyczny charakter państwa oddzielonego od kościołów i związków wyznaniowych nie jest zrozumiały nawet w obliczu skali renesansu politycznego religii w Polsce.
Dotychczasowe próby lewicy występowania przeciwko procesowi klerykalizacji państwa były nie tylko wątłe intelektualnie, ale i często przeciw skuteczne. Hasła opodatkowania tradycyjnej kolekty, kleru i usług religijnych nie są bowiem możliwe do przeprowadzenia bez zasadniczej zmiany statusu prawnego kościołów i innych związków wyznaniowych, pomijając już odczucia samych wiernych różnych wspólnot wyznaniowych. Przekazują oni bowiem na rzecz swoich instytucji wyznaniowych drobne i większe kwoty pieniężne pochodzące z ich opodatkowanych dochodów i z pewnością jest to sytuacja zupełnie inna niż darowizny ze środków osób prawnych w tym spółek Skarbu Państwa, a także inna niż uzyskiwanie nieopodatkowanych przychodów z prowadzenia działalności gospodarczej przez wyznaniowe osoby prawne.
Nie w tradycyjnej kolekcie ani nawet nie w zakresie uprzywilejowania podatkowego leży sedno problemu państwa polskiego z jego kościołem, faktycznie monopolizującym całą sferę religijną. Ekonomiczne przywileje i ogrom przysporzeń majątkowych jest wynikiem instytucjonalnego dostępu Kościoła do władzy, dostępu który z biegiem lat przekształcił się w aktywne współuczestniczenie w jej sprawowaniu, aby w końcu stać się instytucją organizującą, stabilizującą i zabezpieczającą władzę narodowo-katolickiej prawicy.
Zadaniem Lewicy jako jedynej formacji zdystansowanej wobec swawoli autorytarnego klerykalizmu powinno być dzisiaj po pierwsze dokonanie prawidłowej oceny roli Kościoła katolickiego w strukturze władzy i jego realnych możliwości wpływania na jej kształt. Jest to trudne przede wszystkim dlatego, że bardzo skąpe są przykłady bezpośredniego udziału kleru w wypracowaniu decyzji politycznych, a rzeczywisty w nich udział zwykle maskowany jest uroczystościami religijnymi. Po drugie intelektualne uporanie się z faktem funkcjonowania w państwie wyznaniowym. Przyjęcie do wiadomości tej oczywistej zdawałoby się prawdy nie ma jednakże odzwierciedlenia w podejmowanych działaniach nacechowanych politycznym koniunkturalizmem.
Najlepszym przykładem takich nic nie dających lewicy działań jest wniesienie projektu ustawy o jawności przychodów kościołów i związków wyznaniowych oraz zniesieniu ich przywilejów finansowych opracowanej przez Kongres Świeckości, w ostatnich dniach z góry skazanej na niepowodzenie kampanii wyborczej kandydata lewicy na urząd Prezydenta RP. Porzucenie możliwości wykorzystania zawartego w projekcie ładunku intelektualnego związanego z transparentnością życia publicznego i budowanie na tej podstawie szerszego projektu politycznego zostało utopione w przedstawieniu projektu ustawy jako jeszcze jednej nieudolnej antykościelnej i antyreligijnej inicjatywy.
Wystąpienie dzisiaj z propozycjami czy projektami legislacyjnymi zmierzającymi do pozbawienia lub redukcji uprawnień Kościoła katolickiego nie ma w tej chwili nie tylko żadnych szans na powodzenie, ale i nawet na zaistnienie w mediach głównego nurtu. Ewentualne możliwości wpływania na stale poszerzający się zakres czy też dziedzinę jak stanowi to odnośne postanowienie konkordatu, niezależnej od państwa działalności Kościoła może być wyłącznie skutkiem inicjatyw legislacyjnych zmierzających do uregulowania jakiejś sfery życia czy funkcjonowania wszystkich instytucji, osób prawnych czy innych podmiotów albo też praw osób fizycznych. Do takich przedsięwzięć konieczne jest jednak poszukiwanie sprzymierzeńców. Współpraca i poszukiwanie porozumienia , a nie stała konkurencja polityczna w ramach opozycji parlamentarnej i poza nią.
W hierarchii zaangażowania politycznego powinno się zatem uwzględnić mniej działań wychodzących naprzeciw aspiracjom środowisk skrajnych i ich postrzeganiu rzeczywistości, które anarchizować mogą scenę polityczną i być odczytywane przez opozycyjne ugrupowania konserwatywno-liberalne jako wymierzone przeciwko nim. Po trzecie w końcu należy poważnie analizować i weryfikować działania lewicy parlamentarnej, które mogą być wykorzystywane przez rządzących do atakowania, dyskredytowania i ośmieszania największej jak dotąd partii opozycyjnej lub jej przedstawicieli.
Lewica funkcjonująca jako parlamentarna opozycja w warunkach państwa wyznaniowego i mocno ograniczonych przez rządzących możliwości sprawczych daje jednak swobodę ukształtowania swojej wizji przyszłości kraju w sposób nie skrępowany pragmatyzmem politycznym i wymogami realizmu politycznego. Można więc pokusić się o prezentacje atrakcyjnego dla wyborcy programu ekonomicznych przysporzeń, zmian systemowych w zabezpieczeniu emerytalno-rentowym, ochronie zdrowia, systemie podatkowym czy stworzenie projektu wprowadzenia jednego świadczenia obywatelskiego powiązanego z jednolitym systemem podatkowym zamiast wielu różnych transferów świadczeń, zaimków, dodatków i rent. Możliwości zapewne jest dużo więcej i korzystając ze zbliżających się okazji czas przeprowadzić poważną dyskusję nad rolą i działaniem lewicy, poszukiwaniu form i modeli współpracy z organizacjami obywatelskimi zamiast koncentrować się na budowie jednolitej, zdyscyplinowanej organizacji według anachronicznego dzisiaj modelu partyjnego.
Opinia pierwotnie ukazała się w Dzienniku Trybuna