Dzisiaj przeczytałem opinię Jana Zygmuntowskiego dla wPunkt “Stan lewicy jest opłakany. Ale możemy to zmienić”, co zmotywowało mnie do napisania tej odpowiedzi. Zygmuntowski w trzech krokach, dość enigmatycznie, ale i celnie formułuje strategiczne ABC budowy lewicy, ale czegoś jednak zabrakło.
Zgadzam się z tezami o potrzebie tworzenia lewicowego zaplecza, trwająca kampania prezydencka po raz kolejny pokazuje, że nie znajdziemy oparcia w popularnych rozgłośniach radiowych, kolorowej prasie czy liberalnych programach publicystycznych. W terenie sprawa też nie wygląda najlepiej, mimo ulicznego potencjału nie potrafimy się konsolidować, bo targają nami wspomniane przez Janka jałowe spory. Każdy z nas zna na pamięć awantury o stosunek do działalności Komitetu Obrony Demokracji, czy inwestycji w energetykę jądrową. Absolutnie dostrzegam też potrzebę budowy długoterminowej narracji opartej o tematykę praw pracowniczych, własności państwowej, sprawiedliwego opodatkowania czy nowoczesnych i przemyślanych świadczeń. Jednak w tutorialu Janka brak mi pewnego egzystencjalnego minimum.
W wyborach zagłosuj na lewicowego kandydata.
Wstyd mi pisać taki pouczający truizm, ale rodzimy klimat polityczny wskazuje, że niektórzy uporczywie starają się uchylić od tej odpowiedzialności. Nie bez powodu przecież średnia sondażowa Roberta Biedronia jest prawie o 10% niższa niż samej partii. Rozumiem, że można mieć wiele wyrzutów, zarówno do kandydata, jak i prowadzonej przez niego kampanii, ale nie jestem w stanie pojąć, jak można nie widzieć, że jego wynik warunkować będzie przyszłość zarówno lewicy parlamentarnej, jak i aktywistycznej. Ktoś nie zagłosuje, bo w gabinecie stała książka Balcerowicza. Kto inny ma żale o orientację seksualną. Naprawdę czy nie dostrzegamy, że to nie czas? Czy nie widzimy, że w tych wyborach nie ma alternatywy?
To, czego powinniśmy się nauczyć od prawicy to dyscyplina. Spójrzcie sobie na taką Konfederację, kilka miesięcy temu wolnościowcy gryźli się z narodowcami do ostatniej minuty gry w prawyborach. Wszyscy myśleliśmy, że sami się pogrzebali, że ta ich kuriozalna formacja już się rozpada. Dzisiaj nikt nie wyobraża sobie, żeby skrzydło Korwina nie zagłosowało na Bosaka, bo mają pewien Obowiązek co do celu. Wiem, że ten mityczny Obowiązek to wartość wyrwana ze słownika organicznego konserwatyzmu, stojąca gdzieś między religią, a rodziną, ale dzisiaj tego właśnie potrzebuje lewica.
Nadchodzą trudne czasy. Posługując się terminologią Chantal Mouffe, gdzieś na horyzoncie zbliża się „moment populistyczny”. Ufając wyliczeniom mądrzejszych ode mnie ekonomistów, pod koniec roku kryzys gospodarczy zdestabilizuje obecny porządek polityczny. Uderzy nie tylko w obecną władzę, ale i w dogmatyczne liberalne podłoże zarządzania naszym państwem. To będzie sprawdzian dla lewicy, całej, nie tylko partyjnej. Oblejemy go na pewno, jeśli nasz kandydat w tych wyborach obstawi dół stawki.