Opinie

Lewicy wcale nie wolno mniej. Polemika z Ziemowitem Szczerkiem

wPunkt
Lewicy wcale nie wolno mniej. Polemika z Ziemowitem Szczerkiem

Lewicę można i należy krytykować – popełniła sporo błędów zarówno w Polsce, jak i w innych krajach.

fot. flickr/lewica razem

W swoim komentarzu „Lewica na krytykę reaguje jak ksiądz na zarzut pedofilii” Ziemowit Szczerek idzie znaną i utartą ścieżką odmawiania lewej stronie prawa do funkcjonowania w polityce na równych i uczciwych zasadach.

Lewicę można i należy krytykować – popełniła sporo błędów zarówno w Polsce, jak i w innych krajach. Wiele problemów obecnej polityki, z jej eksplozją społecznego niezadowolenia, deficytem nadziei i prawicowym populizmem, to pokłosie klęski wielkich, lewicowych utopii XX wieku. Mimo to formacje kwestionujące ekonomiczne i kulturowe status quo są dziś potrzebne bardziej niż kiedykolwiek. Lewica, choćby i w ostrym wydaniu, nie jest wrogiem demokracji. Już od bardzo dawna stanowi jej podstawowy element składowy.

W jakim wydaniu lewica ma szanse? Nie wiadomo 

Schemat krytyki jest niemal zawsze podobny: lewica się obraża, lewica nie wyciąga wniosków. Nie ma programu, ma go za dużo. Kręcą ją chwilowe mody, nie nadąża za światem. Zbyt radykalna, za mało wyrazista. Wulgarna, za mało ludowa. A poza tym, tylko przeszkadza – bo przecież PiS. Teza końcowa: lewica w takim wydaniu nie ma szans. A w jakim by miała? Nie wiadomo. Przypominają się sceny z połowy lat 90. Jarosław Kaczyński i Porozumienie Centrum właśnie wypadli z polskiego Sejmu, a działalność protoplastki PiS sprowadzała się do kilkudziesięcioosobowych, radykalnych demonstracji. Ówcześni publicyści wskazywali na oderwanie partii od społeczeństwa. Na zbytnią krzykliwość. Podobno taka prawica była bez szans.

25 lat później Ziemowit Szczerek twierdzi, że również lewica jest skazana na klęskę, bo przyjmuje mentalność Kaczyńskiego, mentalność emocjonalnego gówniarza i prostaka (…) Ale to element degeneracji, a lewica to przecież postęp. To mentalne sprostaczenie, a lewica to przecież subtelność.

Czy historia ruchów lewicowych to faktycznie tylko subtelność, umiar i obrona status quo? Cofnijmy się w czasie do końcówki XIX wieku, do epoki wielkiej, silnej przemysłowej klasy robotniczej, potężnych monopoli, ogromnych fortun i nieskrępowanego wolnego rynku. To czas socjaldemokracji w fazie antysystemowego buntu, opartej na związkach zawodowych i społecznym radykalizmie. Chwilę temu legendarna Sozialdemokratische Partei Deutschlands (SPD) wyszła z podziemia po kilku latach bismarckowskich ustaw antysocjalistycznych. W Rosji, Polsce, Ameryce i Niemczech toczy się debata – reforma czy rewolucja?

Pod wieloma względami żyjemy w podobnych czasach eskalujących nierówności i deficytu demokratycznej kontroli na ekonomią. Modus operandi dawnych socjalistów to twardy język walki klasowej, strajki i manifestacje. Tamta lewica była politycznie osamotniona, właśnie ze względu na swój radykalizm. Odpowiadała na obawy milionów ludzi aspirujących do czegoś więcej. Przerażona klasa polityczna zaczęła wprowadzać niezbędne reformy społeczne, lewicowcy wchodzą do parlamentów szeroką ławą. Kolejny etap tej historii to już bardziej subtelna, reformistyczna jej wersja.

Nie trzeba nawet sięgać do przykładów światowych. Wystarczy poczytać przemówienia Ignacego Daszyńskiego, legendarnego lidera Polskiej Partii Socjalistycznej i jednego z ojców polskiej niepodległości. Jest tam cała masa populistycznych chwytów, mocnych haseł programowych i niewybrednych ataków wobec polityków prawicy. Duża część programu PPS była bliźniaczo podobna do dzisiejszych postulatów progresywnych aktywistów. Przedwojennych socjalistów również określano mianem radykałów, a ich retoryka budziła społeczne obawy. Poparcie PPS nigdy nie przekroczyło kilkunastu procent. Była to jednak siła, z którą należało się liczyć. I niewątpliwie wybitnie populistyczna.

Nie tylko PiS dzieli świat na przyjaciół i wrogów

Samo słowo „populizm” uzyskało pejoratywny wydźwięk stosunkowo niedawno – efekt kampanii anty-populistycznej wymierzonej w ludowo-lewicowe ruchy agrarne w Stanach Zjednoczonych. Dziś mówienie o tym, że lewica musi odzyskać populistycznego ducha jest truizmem. Piszą o tym takie osobistości jak Chantal Mouffe, Slavoj Zizek, a w Polsce choćby Agnieszka Graff. Według wielu z nich ruchy lewicowe muszą powrócić do swoich ludowych korzeni, stawać murem za osobami wyplutymi przez globalny kapitalizm, tworzyć alternatywę wobec liberalnego wygodnickiego elityzmu. Rady marksistowskich filozofów wzięła do serca prawica – ona podąża tą drogą od lat, nie pytając o zgodę medialnych wyroczni. Wbrew tezie autora o niebezpieczeństwie sekciarstwa, to właśnie taka postawa stanowi jedną z tajemnic sukcesu prawicowych demagogów. Lewicowy populizm również powinien grać ostro, ale w oparciu nie o zasłony dymne (imigranci, mniejszości, kobiety), a uderzając w realnych wrogów progresywnych zmian – religijnych konserwatystów, klimatycznych denialistów i korporacyjne instytucje wysysające od dekad środki z sektora publicznego. Tych przeciwników można i należy definiować otwarcie.

Nie oszukujmy się – nie tylko Jarosław Kaczyński wyciągnął wnioski z Carla Schmitta. Nie tylko PiS dzieli świat na przyjaciół i wrogów. Bryluje w tym również Koalicja Obywatelska. Wedle narracji tej partii, tylko ona posiada mandat do bycia prawdziwą opozycją. Wszyscy inni działają na szkodę demokracji, w imieniu PiS. Nie ma tu znaczenia fakt, że w pierwszej połowie obecnej kadencji klub KO głosował wspólnie z PiS niemal tyle samo razy, co Lewica. W przeciwieństwie do niej jednak, nader często za ograniczaniem przywilejów socjalnych i praw pracowniczych czy za groźnymi zmianami w Kodeksie wyborczym.

Również zwolennicy Szymona Hołowni bronią swojego lidera z nieprzejednaną pasją – widać to we wszystkich internetowych dyskusjach (a sam Hołownia to bardzo gładki populista). Właśnie takiej asertywnej i podmiotowej postawy odmawia Lewicy wyznający jej wartości Ziemowit Szczerek. Lewicy wciąż wolno mniej. Warto zauważyć, że na scenie politycznej funkcjonuje też partia programowego spokoju. To dołujące w sondażach PSL. Być może wyborcy wcale nie oczekują postawy przepraszającej? Kolejny truizm – emocje polityczne działają lepiej niż subtelność. A przecież żadne krzyki i emocje nie wykluczają późniejszej współpracy. O tym decyduje twarda, powyborcza matematyka.

Ugrupowania lewicowe muszą przyjąć bardziej samodzielną i asertywną rolę w polityce

Autor opisuje niechęć Lewicy do klasy średniej. To nieprawda. Koalicja robotników i klasy średniej stanowiła zawsze najskuteczniejszą bazę wygrywających socjaldemokracji. Teraz również brak dowodów na niechęć Lewicy do klasy średniej i vice versa. Koalicję pod wodzą SLD popierają młodzi (18-29), wykształceni, z największych ośrodków. Koalicja lewicowa jako jedyna akcentuje postawy i poglądy popierane przez te grupy. Również twierdzenie o kilkuprocentowym poparciu jest mitem. Średnia sondażowa z listopada tego roku daje koalicji SLD-Wiosna-Razem-PPS ponad 10 proc. poparcia. Argument o dołującym poparciu – powtórzony tysiąc razy – wywołuje wątpliwości i zniechęca do Lewicy wyborców nastawionych pragmatycznie. Tymczasem, pomimo rozrostu konkurencji i fatalnego wyniku w wyborach prezydenckich, Lewica niemal utrzymuje poparcie, z którym weszła do polskiego parlamentu.

Ziemowit Szczerek ma rację w jednym – tzw. klasa ludowa (ludzie wykluczeni, słabiej wykształceni i z mniejszych ośrodków) faktycznie pozostaje sceptyczna. To jednak głębszy trend światowy. Przez ostatni rok lewicowi posłowie i posłanki zrobili wiele dla akcentowania spraw społecznych. Dowodem ostatnia poprawka do ustawy o dodatku za pracę w niedzielę – odrzuconej wspólnymi siłami PiS i KO. Takich inicjatyw było w tej kadencji multum, choć nie zawsze wzbudzały zainteresowanie dziennikarzy. Własnych dużych mediów lewa strona nadal nie posiada, a to warunek konieczny skutecznego konkurowania z rozbudowanym aparatem medialnym alt-prawicy. A tym samym, warunek zawalczenia o „elektorat ludowy”.

Rozchodzenie się wielkomiejskiej klasy średniej z typowym elektoratem z małych i średnich miast stanowi wyzwanie bardziej na poziomie formułowania przekazu niż programu. Teza o tym, że nie można łączyć odważnych postulatów kulturowych z ekonomicznym solidaryzmem nie jest prawdziwa. W Polsce narosło wiele negatywnych mitów na temat ekonomicznego keynesizmu. Wiemy jednak, że większość Polek i Polaków oczekuje sprawnego, uczciwego, państwa socjalnego. Świadomość potrzeby wprowadzenia głębokich reform naszego modelu ekonomicznego będzie narastała wraz z eskalacją kolejnych kryzysów. Trendy te będą przybywały z szerszego świata – tam już kiełkuje świadomość, że dalsze podążanie obecną drogą doprowadzi do społecznej i ekologicznej katastrofy. Nie ma dowodów na to, że osoby z mniejszych miast, słabiej wykształcone czy o mniejszych dochodach są mniej otwarte na racjonalne zmiany społeczne jak liberalizacja aborcji, rozdzielenie państwa od kościołów czy prawa osób LGBT.

Lewicę można i należy krytykować za jej błędy i potknięcia, ale nie należy jej delegitymizować. Jeżeli uznamy, że rzeczywistość społeczno-polityczna przypomina bliżej początek XX wieku niż cudowne powojenne lata zachodnich demokracji, również ugrupowania lewicowe muszą przyjąć bardziej samodzielną i asertywną rolę w polityce. Nawet jeżeli taka postawa oznaczać będzie okresową izolację na scenie politycznej i modną krytykę ze strony znanych publicystów. To nic nowego, to już było.

Popularne

Do góry