Punktem wyjścia artykułu jest przemiana, jakiej uległo – wraz z nadejściem zachodniej nowoczesności – pojęcie wpływu, który jeszcze w siedemnastym wieku był definiowany jako oddziaływanie ciał niebieskich na obszar ziemski i dopiero w dziewiętnastym nabrał dzisiejszego, bardziej ogólnego sensu.
Przemianę tę zarysowuję na tle innych, charakterystycznych dla nowoczesności procesów. Jednym z nich jest wyrugowanie astrologii z pola nauki, powiązane z triumfem filozofii dualistycznej, narodzinami przemysłowego kapitalizmu, które razem wzięte uprzedmiotowiły i utowarowiły naturę.
Drugi z tych procesów to kariera, jaką w dziewiętnastym wieku zaczyna robić pojęcie wpływu, stając się jedną z ważniejszych kategorii nie tylko nauk przyrodniczych, lecz również społecznych, w których – rozumiany bardziej jako władza duchowa – pozwala opisać działanie idei na społeczeństwo i intelektualistów na rząd.
Trzecim w końcu – narodziny nowoczesnego podmiotu wraz z charakterystycznym dla niego „lękiem przed wpływem”. Tak zarysowane konteksty pozwalają w nowym świetle zobaczyć nowoczesność jako cywilizację, w której wpływ otoczenia na człowieka został zaklasyfikowany jako jednoznaczne zagrożenie. Pozwalają również zadać pytanie, na ile to właśnie nowoczesne przedefiniowanie relacji człowieka z kosmosem odpowiada za kryzys ekologiczny
Pojęcie
W 2019 roku naukowcy zaobserwowali nieznane dotąd zachowanie trzmieli, które – na skutek ocieplenia klimatu – zaczęły się wybudzać z zimowej hibernacji wcześniej niż zwykle, kiedy rośliny będące dla nich źródłem pożywienia nie zdążyły jeszcze zakwitnąć.
Zauważono, że pozbawione pyłku, wygłodniałe owady wycinają w ich liściach maleńkie dziurki, w efekcie czego rośliny produkują kwiaty szybciej. Zachowanie to, będące najprawdopodobniej jedną z wielu zaobserwowanych już strategii adaptacyjnych, jakie organizmy żywe przyjmują wobec zmian klimatu, naukowcy postanowili przebadać w warunkach laboratoryjnych.
Podejrzewali oni, że uszkodzone rośliny zakwitają wcześniej na skutek stresu, tak jak to się zdarza podczas suszy, przy braku właściwych składników odżywczych albo ataku szkodników. Seria przeprowadzonych eksperymentów wykluczyła jednak tę możliwość. O ile bowiem pomidory podgryzane przez głodne trzmiele zaczynają kwitnąć nawet do trzydziestu dni wcześniej, o tyle te same rośliny w tych samych warunkach i niszczone w ten sam sposób przez ludzi, nie przyśpieszają już tak znacząco swojego cyklu (Pashalidou i in. 2020).
przywoływanej publikacji powraca wielokrotnie pojęcie wpływu. Mowa o trzmielach, które wpływają na kwitnienie, ale i tym, że na ich zachowanie wpływa niedostępność pyłku. Pojęcie to śledzę z uwagą, pamiętając, jaką rolę odegrało ono w narodzinach nowoczesnej nauki, której największą ambicją staje się ustalenie – oczywiście na podstawie empirycznych obserwacji – ukrytych dla przeciętnego oka związków między jednym zjawiskiem a drugim.
Celem zaś – całościowe objaśnienie świata w terminach przyczyny i skutku. Odkąd jednak nauka zaczyna się na początku dziewiętnastego wieku fascynować wpływem, rzadko poprzestaje ona na samym geście jego rozpoznania. Jakby jej rozwojowi towarzyszyło milczące założenie, że wpływu nie warto badać, o ile nie chce się go – dzięki uzyskanej wiedzy – wywierać.
W tym samym numerze „Science”, z którego pochodzi przywołana publikacja, znajduje się krótki komentarz. Jego autor, prof. Lars Chittka, podkreślając doniosłość omawianego odkrycia, pisze o konieczności dalszych badań. Należy szybko ustalić, jak trzmielom udaje się wpłynąć na cykl życiowy pomidorów.
Bo przecież „zrozumienie szlaków molekularnych, dzięki którym można by przyspieszyć kwitnienie roślin o cały miesiąc, to marzenie każdego ogrodnika” (Chittka 2020). W tym dążeniu do wiedzy, któremu towarzyszy ambicja jej natychmiastowego zastosowania, nie ma nic zaskakującego. Przyzwyczailiśmy się, że naukę uprawia się dla technologii, która przyniesie wymierne zyski.
Nauka, której zadaniem jest spełnianie marzeń ogrodników, w centrum stawia interesy człowieka. Gdy zaczyna badać wpływ, to po to, by człowieka wyzwolić od wpływu środowiska. By uprawy przynosiły możliwie najbardziej obfity plon bez względu na pogodę.
W ostatnich dekadach ten radosny sojusz nauki i ogrodnictwa zaczyna budzić wątpliwości. Dane na temat zmiany klimatu na skalę, jakiej nie było w historii tej planety, zachwiały wiarą w to, że wystarczy zbadać wpływ, by zacząć go wywierać i na jego wywieranie zyskać monopol, oraz że wywierając wpływ na środowisko, zdołamy – tak jak miało to miejsce do tej pory – ograniczyć jego wpływ na nas.
Nie zdołamy. Więcej, widzimy, że to właśnie próby uniezależnienia człowieka od środowiska, nauka podporządkowana ogrodnictwu doprowadziły do dokonującej się na naszych oczach katastrofy ekologicznej.
Niniejszy tekst jest fragmentem publikacji “Komunizm kosmiczny, która ukazała się w Tomie 41 Nr 3 (2021) Praktyki Teoretycznej: “KOMUNIZM KOSMICZNY”. (CC-BY-NC-SA 4.0).