Opinie

Roszczeniowi millenialsi. Kim są i czego chcą?

wPunkt
Roszczeniowi millenialsi. Kim są i czego chcą?

Dla mnie pokolenie, którego jestem częścią, jest pokoleniem, które zaczyna uczyć się mówić o swoich potrzebach głośno.

fot. unsplash / Marie-Michèle Bouchard

Raczej nie jestem alergikiem, ale na słowo „mllenialsi” mam niezłe uczulenie. To zwykle pada z ust starszych ode mnie osób, poważnych (i najczęściej niespełnionych) trzydziesto-, czterdziesto- i pięćdziesięciolatków, którzy w każdą rozmowę wplatają, że „kiedyś to były czasy”, (bo, jak wiadomo, teraz już nie ma czasów). Kiedyś – to i młodzież była lepsza i muzyka i obyczaje. A teraz jest syf, brud i cholera. No i roszczeniowość milenialsów.

Gdyby kogoś ominął ten innowacyjny slang – Barbarka przychodzi ze stosownym tłumaczeniem. Milenialsi to tak zwane Pokolenie Y obejmujące ludzi urodzonych w latach 1984-1997. Takie ramy czasowe ratowałyby mnie od tego niesławnego określenia, bo urodziłam się w roku 1998, ale stoją ku temu na przeszkodzie dwie rzeczy. Po pierwsze – nasze przemądrzalce najpewniej nie zastanawiają się nad prawidłowością swoich stwierdzeń i „milenialsami” nazywają każdego młodego, który walczy o swoje i odbiega od głównego nurtu (o czym dalej). Po drugie – tak naprawdę wyrażenie „pokolenie Y” w szerszym rozumieniu rozciąga się od 1980 aż do roku 2000, przy czym ramy czasowe oczywiście są płynne. Skoro wiemy już, kto mniej więcej łapie się na miano milenialsa – zastanówmy się jacy Ci milenialsi są?

I tutaj po raz kolejny, jako przykłady millenials, sięgam po internetowe źródło wiedzy i opieram  się na informacjach Wikipedii. Internetowa encyklopedia twierdzi, że przeciętny przedstawiciel pokolenia Y jest pewny siebie, długo mieszka z rodzicami (brak samodzielności), jest dobrze wykształcony i chce się rozwijać. Mało tego, wedle badań przeprowadzonych w University of New Hampshire milenialsów cechują „wysokie mniemanie o swoich umiejętnościach, przekonanie o własnej wyjątkowości, nadmierne oczekiwania oraz silna awersja wobec krytyki„. I to właśnie najczęściej bywa przysłowiową kością niezgody.

„Młodzi są roszczeniowi. Chcą pracować 8 godzin, a później mieć czas dla siebie”

To znalazłam kiedyś na dość popularnym profilu w internecie – Brief – co znosi psychika grafika?. Rzeczywiście, jest to bardzo niepokojące zjawisko! A tak całkiem serio – tą masową ingerencję w ludzkie życie zauważam już od dłuższego czasu. Pojęcie „wolnego czasu” przestało mieć jakiekolwiek rzeczywiste znaczenie. Ludzie pracujący zabierają swoją pracę do domu, studentki/studenci i uczennice/uczniowie po swoich zajęciach zajmują się innymi szkolnymi czy uczelnianymi sprawami – odrabiają prace domowe czy uczą się na kolejne rzeczy. Jesteśmy wychowywani w kulturze nieustannej pracy, dlatego w Polsce tak bardzo celebrowany jest weekend. Pięć dni intensywnej pracy, żeby potem zachlać pałę, kacować, narzekać na poniedziałek i wracać do roboty na kolejne pięć dni. No ludzie!

Już nie raz i nie dwa pisałam o tym, jaki jest stereotyp blogera. Ten stereotyp rozszerza się tak naprawdę na wszystkich młodych ludzi chcących żyć po swojemu; każdy milenials nie ma szacunku do pieniędzy, siedzi na utrzymaniu rodziców, za których pieniądze udaje, że pracuje, w rzeczywistości pijąc krafty i kawę z dripa. Trójmiejskie kulinarne blogerki – Marta Śliwicka i Tosia Kolo, które wydały książkę kulinarną ze śniadaniowymi przepisami, są najlepszym przykładem takiego myślenia. W książce (która odniosła niemały sukces!) umieściły przepis na gofry. Zdjęcia do przepisu były robione na łące, w klimacie pikniku. I to właśnie wzburzyło opinię publiczną, która na jednym z portali tłumnie pisała, że tym kulinarnym dziewuchom poprzewracało się w dupach, żeby jeść gofry na łące zamiast (ciężko) pracować. Pić, jeść, spać i harować (od 8 do 17).

Pokolenie Y, trzymając się już tej dziwnej terminologii, to pokolenie freelancerów, których praca najczęściej jest niedoceniana. „Gapienie” się w telefon, „siedzenie w/na komputerze” nie może być przecież czymś poważnym. Pisanie bloga, prowadzenie instagrama, kręcenie materiałów na youtube’a to nie są poważne zajęcia. Bycie grafikiem, ilustratorem, innego rodzaju artystą czy działanie na własną rękę też nie jest czymś, z czym powinno się wiązać przyszłość. A jednak! Na przekór wszystkiemu jesteśmy my – waleczni i gotowi, żeby zrezygnować z odbębniania pracy na etat i zawalczenia o własną samorealizację.

pokolenie tamagoczi

Dla mnie pokolenie, którego jestem częścią, jest pokoleniem, które zaczyna uczyć się mówić o swoich potrzebach głośno. Nieustraszeni ludzie, którzy przestają prosić, a zaczynają żądać i iść za ciosem. Można zaobserwować niemałe odchylenie od normy społecznej – coraz więcej „milenialsów” odrzuca pracę na etat, bo woli być na swoim. Chce się realizować, bez biczu nad sobą. To ludzie zauważający alternatywę od „pracy w korpo”, ludzie, którzy nie boją się rzucić wszystkiego, wyjechać i zmienić profesję o 180 stopni. To kreatywność, wolność i siła.

Ostatnio mój znajomy Grześ wrzucił na swoje instastories skrin komentarza jakiegoś gościa, który napisał: „idealnie opisane pokolenie millenialsów: depresyjnie zagubieni, bez zdania, bez celu, jednocześnie egocentryczni i usilnie starający się  zaznaczyć swoją obecność.” Grzesiu dodał swoje słowa, które także pozwolę sobie zacytować;

Może nie jesteśmy depresyjnie zagubieni, tylko w końcu łamiemy tabu mówienia o smutku, który istnieje od zawsze? Może mamy cele, ale zauważamy jak ciężko jest je spełniać kiedy społeczeństwo mówi, że powinniśmy je porzucić i się dopasować? Może nie jesteśmy egocentryczni tylko nie boimy się myśleć o sobie i wyrażać naszego zdania głośniej, niż kiedykolwiek?

Myślę, że jest to nie tylko bardzo trafne, ale także dające dużo do myślenia. Zastanowienia się nad surowością i zero-jedynkowym, powierzchownym ocenianiem drugiej osoby – albo nawet całego grona osób, o których najprawdopodobniej nie mamy pojęcia. Milenialsi, tak jak każda inna grupa społeczna, są zbyt zróżnicowani i zbyt zindywidualizowani, żeby móc zamykać ich opis w kilku (niezbyt pozytywnych) przymiotnikach. Bo jest to najzwyczajniej w świecie krzywdzące.

I tak, może dla kogoś jestem egocentryczną smarkulą, która nie wie nic o życiu. Ale ja doskonale wiem, czego chcę i wiem, ile jestem warta. I nie zamierzam zamykać się w jakimkolwiek określeniu, biorącym pod uwagę jedynie rok mojego urodzenia.

Opublikowane przez niepiszepoalkoholu.pl

Popularne

Do góry