Instytut Misesa poinformował, że publikacja ich autorstwa, podręcznik “Wolna Przedsiębiorczość” został dopuszczona do nauki na lekcjach przedsiębiorczości. Zdaniem autorów ma on przedstawić uczniom “spójną wizję gospodarki rynkowej” i umożliwić poznanie roli przedsiębiorców, konsumentów czy pracowników w procesie rynkowym. Fakt, że Instytut znany jest ze skrajnie wolnorynkowego spojrzenia na gospodarkę, zachęcił mnie do bliższego przyjrzenia się książce. Oto co w niej znalazłem.
Pierwsza połowa podręcznika wprowadza czytelnika w kwestię podstawowych zagadnień związanych z działaniem gospodarki rynkowej. Znajdziemy szereg działów do których ciężko się przyczepić – przykładowo rozdziały dotyczące podziału pracy czy działalności banku centralnego. Ucieszyłem się, gdy zobaczyłem, że w literaturze dodatkowej poza publikacjami związanymi ze szkołą austriacką, znalazłem między innymi “Przedsiębiorcze Państwo” Mariany Mazzucato, która w nowatorski sposób przedstawia relację sektora publicznego i prywatnego obalając mit powolnego i nieinnowacyjnego państwa.
Kontrowersje zaczynają się, gdy dojdziemy do rozdziałów, gdzie autor przedstawia zagadnienia, które są przedmiotem politycznego sporu. Dowiemy się, że jedną z przyczyn bezrobocia jest płaca minimalna, która “zabrania pracownikom składania ofert pracy poniżej tej kwoty wynagrodzenia” i “dotyka szczególnie osoby nisko wykwalifikowane na rynku pracy”. Nie zaznaczono, że bynajmniej nie panuje w tej kwestii konsensus i że współcześnie znajduje się szereg badań, które je odrzucają. Pominięcie tej kwestii wskazuje niestety na silne zideologizowanie autorów. Lekcja będzie brzmieć dziwnie tym bardziej, że jest dawana przez publiczną szkołę w kraju, w którym płaca minimalna była zgodnie podnoszona przez kolejne rządy. Najwyraźniej politycy nie znają słynnych, internetowych “podstaw ekonomii” albo celowo sabotowali polską gospodarkę. Zdecydowanie brakuje spojrzenia na tę kwestię z drugiej strony – obok innych mógłby pojawić się przykład patologicznych stawek występujących przed wprowadzeniem minimalnej stawki godzinowej, które sięgały czasem 3 zł za godzinę.
Dowiemy się również, że niechęć do podejmowania pracy może wynikać z “wysokiej pomocy socjalnej i zasiłków dla bezrobotnych”. Brzmi to trochę dziwnie w Polsce, gdzie zasiłek po podwyżkach związanych z epidemią wyniósł zawrotne 1200 złotych i obejmuje około 16% bezrobotnych. Ciężko nie odnieść wrażenia, że autor, który pisząc podręcznik powinien zachować możliwie jak największą bezstronność, przedstawił poglądy szkoły ekonomicznej, którą sam reprezentuje.
Kolejnym kontrowersyjnym elementem jest zawarcie w podręczniku koncepcji efektu wypychania sektora prywatnego przez sektor publiczny. Zdaniem autorów “zwiększenie wydatków przez państwo powoduje odpływ części czynników produkcji z sektora prywatnego”. Nie znajdziemy informacji, że do teorii krytycznie odnoszą się ekonomiści postkeynesowscy, którzy uważają, że taka sytuacja może mieć miejsce wyłącznie w momencie pełnego wykorzystania czynników produkcji. W połączeniu z charakterystycznym dla wolnorynkowców przeświadczeniem, że sektor prywatny zawsze działa sprawniej od prywatnego u uczniów i uczennic prawdopodobnie pojawi się przeświadczenie, że należy możliwie maksymalnie ograniczyć wielkość państwa.
W podręczniku znajdują się dwa działy, które omawiają w szczegółach zagadnienie przedsiębiorczości. Z działu dotyczącego “przedsiębiorczości w teorii” poznamy rozróżnienie między knightowskim ryzykiem i niepewnością. Boli niestety to, czego w nich nie uświadczymy. Nie znajdziemy ani słowa o konstytucyjnym prawie do zrzeszania się w związki zawodowe. Nie zobaczymy ani słowa przewadze pracodawcy nad pracownikiem na rynku pracy. Relacja pomiędzy dwoma przedsiębiorcami jest wymieniana w jednym zdaniu z podległością służbową. Łącząc tę część z lekcjami z poprzednich rozdziałów można dojść do wniosku, że istnienie prawa pracy jest właściwie zbędne, w końcu ogranicza swobodę umów. Pozostaje zapytać, czy wspomniane kwestie faktycznie są dla licealistów ważniejsza od omówienia teorii cyklu koniunkturalnego?
Przyznaję, że po lekturze jestem negatywnie nastawiony do działów o przedsiębiorczości. Mimo wszystko również tutaj odnajdziemy jasne punkty. W rozdziale o etyce w biznesie znajdziemy banalną wydawałoby się lekcję o obowiązku wypłacania pensji za pracę. Wielu jednak wziąć ją sobie do serca, zwłaszcza w okresie pandemii.
Po co tak olbrzymi dział dotyczący przedsiębiorczości, skoro zdecydowana większość z nas nigdy nie będzie prowadzić działalności gospodarczej? Czy wynika to wyłącznie z poglądów autorów podręcznika? Okazuje się, że nie. W poprzednich wersjach podręcznika działy były krótsze i obejmowały około jedną trzecią całości. Niestety, w dwóch krytycznych opiniach rzeczoznawców pojawia się pogląd, że w podręczniku znajduje się za mało treści związanych z przedsiębiorczością w stosunku do zagadnień ekonomicznych. Najwyraźniej edukowanie drobnej grupy przedsiębiorców jest ważniejsze od nauczania kwestii, które przydadzą się wszystkim.
Przytoczone przeze mnie krytyczne uwagi nie mają na celu deprecjonowania podręcznika. To wysokiej jakości materiał dydaktyczny, na pewno znacznie lepszy od tego, z czym sam miałem do czynienia na lekcjach podstaw przedsiębiorczości. Problemem jest to, że podręcznik pod płaszczykiem rzetelnego, całościowego spojrzenia na ekonomię, w praktyce uczy prawie wyłącznie spojrzenia wolnorynkowego. Szkoda, że nie udało się zawrzeć szerszego spojrzenia reprezentowanego chociażby przez inne szkoły heterodoksyjne.
Powinniśmy pójść w stronę przekształcenia tego przedmiotu w podstawy ekonomii, tak żeby nie wykluczał on z samego założenia większości uczniów. W najbliższych latach będzie o to ciężko ze względu na nieustającą popularność wolnego rynku i przekonanie, że przedsiębiorcy są najważniejszym ogniwem w gospodarce. Jedyną możliwością zmiany jest propagowanie innego spojrzenia na ekonomię, co na szczęście powoli zaczyna się dziać. Dopiero wtedy może pojawić się impuls polityczny, który doprowadzi do zmiany obowiązujący stan rzeczy. Kto wie, być może już w 2023?