Matka twierdzi, że mój pragmatyzm kiedyś mnie zabije. W sumie lepiej pragmatyzm niż głupota heroiczna. Jednak rzecz o godności umierania można włożyć między bajki, w dodatku dobrze w czasie, kiedy się jest jeszcze lekko ciepłym.
Odnotowuję epidemię rozmów o eutanazji. I żeby było jasne, nie dotyczy to ludzi, którzy znajdują się w stanie terminalnym i coś ich obłędnie napierdala. No chyba, że samo życie może nieludzko napierdalać. Wtedy jest to kryzys egzystencjalny, strach albo kliniczna depresja. Na każdą z tych rzeczy znajdzie się odpowiedni sposób. Eutanazja wydaje się najmniej odpowiednim. Eutanazja, według niektórych moich rozmówców jest samobójstwem – wspomaganym przez państwo. Śmiem twierdzić, że państwo nie zostało stworzone do tego. Im państwo ma mniej wspólnego z umieraniem, a więcej z życiem, tym lepiej dla wszystkich. Nie neguję tego, że najwyższą wolnością człowieka jest zdecydować o dacie swojego końca. To próba uprzedzenie niezapowiedzianej wizyty kostuchy, co może łechtać ambicje niektórych. Nie przywiązywałabym się do słów Camusa: „Jest tylko jeden problem filozoficzny prawdziwie poważny: samobójstwo. Orzec, czy życie jest, czy nie jest warte trudu, by je przeżyć, to odpowiedź na fundamentalne pytanie filozofii”. Ciśnie mi się na usta odpowiedź: a w sumie to co mamy do roboty jak żyć?
Nie ufałabym facetowi, regularnie zapadającemu na depresję: pisał to kiedy był raczej chory czy raczej zdrowy? Mogę też przypuszczać, że zmienił zdanie dotyczące trudu życia, na ułamek przed tym, jak ginął w wypadku samochodowym. Znałam umierających, każdy miał moment, kiedy chciał przyśpieszyć odejście z tego padołu łez, a nawet znałam takich, co się zabierali do tego metodą chałupniczą i później było dużo sprzątania i darcia mordy. Ostatecznie im przechodziło i chcieli życie wydusić do końca… Dodam jednak, że choć te przypadki były obarczone frustrującą niedołężnością, to żaden – bólem. Frustracja zresztą kosiła całą rodzinę i tu widzę zagrożenie w eutanazji – ujebmy babcię, niech przestanie wreszcie marudzić. Koniec z tatą! Pojedziemy na wakacje! Co zaś do bólu… Mamy wiele metod radzenia sobie z fizycznym bólem. Cywilizacja wyszukiwaniem ich, zajmuje się od samego zarania. Mamy farmakologię, mamy zabiegi neurologiczne. Nie są niezawodne (coś jest?), a te bardziej niezawodne są cholernie drogie. Czy państwo ostatecznie nie byłoby skuszone wizją dwóch ampułek – tanich! – które eutanują zbolałego delikwenta niż pakowaniem hajsu w uśmierzanie bólu, kiedy przygoda biegnie, tak czy siak, do ponurego Końca? Rzecz jasna na mój pogląd może wpływać fakt, że jestem dziewczyną z Pavulon City.
Portugalia zalegalizowała eutanazję 16 maja. Kanadyjscy bioetycy obecnie uważają, że zmuszanie do życia ubogich, aż do czasu poprawy ich sytuacji finansowej – czyli na święte nigdy – „jest niedopuszczalne”. Eutanuj się, kochaniutki! Cholera, a może zamiast autodestrukcji, stara dobra rewolucyjna agresja? Ludzie mają pokornie umierać, dlatego, że ktoś musi mieć flotę bryk i spełnione zachcianki Kaliguli? Myślcie ubodzy i myślcie smutni! Konsumpcjonizm to listek figowy wszelkiego kurewstwa. Bądźmy bezwstydni i go zedrzyjmy – na raz.