Zmarł Jerzy Urban, ojciec lewicowego dziennikarstwa. Nigdy go nie poznałem, więc nie uraczę was błyskotliwymi anegdotami z cygarami, wódką i nagimi kobietami, lub mężczyznami w tle.
Opowiem za to o wycinku jego pracy, z którym przyszło mi się dobrze zapoznać.
Otóż, poza tym, że Urban założył i kierował „NIE”, to wypuścił spod swoich skrzydeł rzesze pierwszoligowych lewoskrętnych dziennikarzy. Pracując w tym środowisku i zadając się z jego akolitami, ciężko nie odnieść wrażenia, że w jakimś stopniu się go znało. Co druga osoba funkcjonująca w tym światku była przedstawiana mi jako wychowanek, lub wychowanka Urbana. Uczył ich pewnej metody dziennikarskiej, kazał nie wierzyć w nic, a podważać wszystko. A oni słuchali i nieśli to w świat. To naprawdę coś.
W sferze publicznej praktycznie każdy wiedział, kto to jest Urban. Może nie zawsze czytali jego felietony, może nie zawsze kupowali jego gazety, ale potrafił przebić się do głównego nurtu debaty. Był człowiekiem mediów, doskonale je rozumiał, wiedział, jak się sprzedać.
Składam najszczersze kondolencje rodzinie, przyjaciołom oraz kolegom i koleżankom z redakcji „NIE”.
Żegnaj Redaktorze.
Tekst pierwotnie ukazał się na witrynie trybuna.info