Opinie

Zatarg, nachalny patriotyzm i kłócenie orężem

wPunkt
Zatarg, nachalny patriotyzm i kłócenie orężem
fot. Jack (59539665@N02) / flickr

Zatarg, będący kąkolem w społecznym dialogu, stał się dziś głównym sposobem zarządzania państwem. Ekstensywne to i wyświechtane narzędzie, nadużywane w politycznych obrachunkach, jest znane od niepamiętnych czasów. Było traktowane jako skrajność w drodze do zwycięstwa, bądź niespodziewanej klęski.

Nastąpił renesans tego nikczemnego spektaklu. Skutków politycznych zawirowań wprawdzie nie sposób przewidzieć, ale kłótnia w polskich warunkach urosła do miana strategicznego oręża rządzącej partii. Konfliktowanie społeczeństwa jest prymitywnym, ba perfidnym i przerażającym sposobem zdobywania wyborczych kartek. Koncyliacja, jako jeden z ważkich warunków społecznego postępu znalazła się w matni znaczonej tragizmem. Taki to wybór wicepremiera od bezpieczeństwa państwa o milczącym statusie w sprawach ważkich dla losów kraju. Przypomina to mentalność strażaka-piromana.

Kaskada nielogiczności na drodze do zrównywania się poziomem ducha oraz materii z Zachodem, co stanowi clou publicznych wystąpień partyjnych i rządowych nominatów, jest trywialną ortodoksją. Miałkością też procentują tzw. myślowe przekazy dnia, mające w swej tandetnej powtarzalności gruntować aktualne tendencje partyjnych ambicji i w konsekwencji windować sondaże poparcia dla partii władzy. Wyczuwalne są też odwrotne tendencje i to we wzmożonej intensywności. Skłócanie społeczeństwa dla realizacji egoizmu stanowi ryzykowną formułę na sukces, bo godzi niechybnie w monolit każdego układu. Symptomy tego są widoczne.

Nachalne słowa o patriotyzmie, wolności, suwerenności etc., przeróżnie definiowane znalazły się w tandetnym werbalnym  potrzasku. Krajem zarządzają ringowe kłótnie bez szansy na poprawny osąd. Do niedawna w podobnych sytuacjach swoją niezależność objawiał m.in. Sąd Najwyższy, a teraz jego pierwsza Prezes, panicznie uzależniona od politycznych mocodawców, oczekuje na rzucenie jej koła ratunkowego. Ubrała nieszczelny kapok i zatopiła się w kolejnych niezręcznościach wobec wyroku TSUE. Nadal nie wiadomo jaki jest jej stosunek do orzeczenia w sprawie zawieszenia prac Izby Dyscyplinarnej SN, a wyrok jest nader czytelny i adresaci literalnie zidentyfikowani. Powiało nieprawością i to niemal z ostatecznego doczesnego poziomu wyrokowania oraz poszanowania prawa. Wyrazistość  togi zbladła, a to dramat dla Polski i misyjnego odzienia.

Swarliwość ma wygórowaną moc i ogranicza szanse na panelowe racjonalne dysputy. Góruje kłótnia rodem z magla wzięta. Tak się dzieje, kiedy to urojenia i intratne nominacyjne bonusy, a nie dobro państwa uwiodły beneficjentów kolejnej merkantylnej wyborczej procedury. Zasklepienie się w niej determinuje sposób zarządzania krajem. Polska i jej obywatele są w opałach za sprawą tzw. zjednoczonego ugrupowania pod płowiejącym emblematem spójności. Nie idea zatroskania o kraj omamiła wielu, lecz dostatnie przyziemie. Materialna zachłanność, swarliwością dziergana nie raz gubiła Rzeczpospolitą.

Partyjne ambicje

Społeczeństwu może byłoby lżej, gdyby egzystowało w bezpartyjnym luksusie. To utopia w dzisiejszej i dostrzegalnej wizji. Trwać więc będziemy  w międzyfrakcyjnych przeciągach pieniactwem wzmacnianych. Rzecz w tym, aby ideowe wymysły roztropnością ważyły. Na dzień dzisiejszy takich gwarancji nie ma. Górę biorą jałowe starcia wzbogacane kaskadami emocjonalnych nienawiści z przerzutami także do wnętrza partyjnych obozów, a to symptom ich erozji. Bitewny próżny rozgardiasz szokuje, lecz nie wszystkich. Wielu postrzega mętną wodę jako krystaliczne źródło spełnienia własnych, dotąd skrywanych perfidnych ambicji. Żądza władzy lekceważy pobocza, a częsta niespójność ich podłoża kładzie kres nieroztropnej jeździe.


Ambicja (łac. ambitus) to szlachetna cecha tych, którzy pragną niezwykłych osiągnięć. Tylko człowiek bezwolny tłamsi ten przymiot. Z drugiej strony rzecz w tym, aby nie stał się egoistycznym celem obliczonym na budowanie w nadzwyczajności własnego ego z grymasem lekceważenia otoczenia. Czas następny wyrasta z poprzedniego, taki to chronometr kopernikańskiego rytmu, począwszy od wszechświata, a na przyziemnym monetaryzmie kończąc.
W tym przedziale nie ma miejsca na woluntarystyczne odczyty. Argumenty liczb są niewzruszone. Natomiast siłowe zasypywanie wcześniejszego czasu naiwnością grzeszy. Syzyfa to robota. Doskonałą ilustracją tego infantylizmu są próby wymazywania przykładowo Peerelu z historii Polski i to często w gorliwości przez tych, którzy w tamtym czasie wyrastali, a nawet sprawowali władzę.

Bezrozumna naiwna szarża na wykreślanie czasu przeszłego przez licencjonowanych patriotów powoduje, że wtargnęli w bezrozumność amputując fragmenty własnych i rodzinnych życiorysów, zahaczających o tamten historyczny przedział. Nadal przecież obowiązuje wiele prawnych regulacji, a i sukcesów z tamtych lat także nie brakuje (nauka, kultura, międzynarodowe uznanie, aktywna polityka zagraniczna, członkowstwo w ONZ od 1945 roku, sportowe osiągi, również olimpijskie etc.). Emocjonalny  obłęd miast logiki. W tych patriotyczno – politykierskich licytacjach zbrakło namiastki spolegliwych symptomów, zaś klakierskiej aury w nadmiarze. Samozniszczenie, to smutny program. Niekończące, wzmagające się kłótnie są przykrą alternatywą dla konieczności pochylenia się nad faktami o ważkich skutkach dla Rzeczpospolitej.

Promieniujący sobkostwem zarządca prawej i sprawiedliwej partii systematycznie podporządkowuje sobie wszystkich i wszystko, co winno pracować na jego wielkość i centralistyczne upodobania, łącznie z pragnieniem bycia tytularnym emerytowanym zbawcą narodu, ale chyba tylko w zusowskiej wersji statystycznego matuzalema. Uwielbia aplauz dla swoich pomysłów, co mu gwarantują klakierzy, których ma w nadmiarze Zdania odrębne go irytują. Chóralny wtór tworzy stosowną atmosferę, ale nie z ideowych pobudek, lecz za kosztowne złotówkowe rekompensaty płacone z publicznych zasobów. Bliskie to znamionom defraudacji.

Na naszych oczach partyjny dyrygent stał się jedynowładcą zarządzającym państwem z ambicjami poszerzania swojej autorytarnej wizji. Ostateczny przystanek nie jest znany. Nasuwa się wniosek, że  cel tej formacji został złożony na stosie budowania prezesowskiej pozycji. To przeraża, bo bliskie kultowi jednostki. Zapewne niejeden z jego zwolenników zastanawia się nie tylko nad przyszłością tej egoistycznej formacji, ale i swoją własną karierą także.
Władczy period jest obsypywany niespotykaną lawiną krytycznych recenzji, a to warte rzeczowej analizy.

Partyjny wódz zapewne będzie stał przy swoim, a jego najbliżsi murem za nim, bo apanaże to manna bez zarządczego obligu doskonalenia RP. Ważne, aby mieć swoje grosze. Są szczęśliwcy, ale i zawiedzionych w kultowym obozie sporo. Wewnętrzne represalia to desperacja wobec rozgrywanych igrzysk spowitych siecią rewanżyzmu. Bezrozumna bijatyka trwa, a społeczeństwo zakładnikiem.

Pora wyciągnąć wnioski z udokumentowanych przyczyn sukcesów i klęsk Najjaśniejszej. Nadszedł czas dbałości o to, aby w propaństwowej roztropności zarządzanie krajem powierzać tym, których natura obdarzyła intelektualno-społecznikowskimi pasjami, nie zaś pławiących się w lukratywnych posadach z partyjnych naznaczeń, udających mędrców od wszystkiego.

Tych pierwszych nam nie brakuje, ale drugich mamy w nadmiarze. Protekcyjno-partyjne bezrozumne awanse winny w gwałtownym przyspieszeniu dobiec kresu i zdetronizować tych, których do tego nie upoważniła natura wsparta wiedzą. 

Cały tekst dostępny jest na łamach Przeglądu Socjalistycznego.

Popularne

Do góry