W reklamowanej obecnie przez wszystkich konstytucji mamy zapis, że „Władze publiczne prowadzą politykę sprzyjającą zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych obywateli, w szczególności przeciwdziałają bezdomności, wspierają rozwój budownictwa socjalnego oraz popierają działania obywateli zmierzające do uzyskania własnego mieszkania”.
No i co? I nic. Mamy fikcję, gdzie teoretycznie możesz dostać mieszkanie, ale w praktyce czekasz wieki i musisz spełnić mnóstwo warunków.
Bezdomność jest u nas rozwiązywana w ten sposób, że tworzy się „noclegownie”, funkcjonujące na finansowej granicy, gdzie można zostać okradzionym i się czymś zarazić. Dlatego wiele osób bezdomnych unika ich jak może. Znam bezdomnego który potrafił całą zimę nocami chodzić, żeby nie zamarznąć, ale noclegowni bał się panicznie. Inną osobę okradziono z ostatniej reklamówki, która została jej z dobytku.
Niektóre osoby wyobrażają sobie, że to dotyczy jakiegoś „marginesu społecznego”. Tymczasem bardzo niefortunny zbieg okoliczności może spowodować, że z poziomu „klasy średniej” można wylądować na bruku. Z mieszkania „zrobionego na błysk”, można wylądować w piwnicy. Wystarczy np. combo: kłopoty finansowe i kłopoty zdrowotne.
Jeśli się nie jest jakimś Kulczykiem, to w zasadzie w pewnych warunkach trafić to może każdego. Tymczasem u nas nie funkcjonuje niemal żadna „siatka bezpieczeństwa”. Jak się spada, to już dosłownie na bruk.
W Polsce o ile umrzeć z głodu jest dość trudno aktualnie, to już brak dachu nad głową i zamarznięcie owszem jest możliwe. Mieszkanie stało się „dobrem luksusowym”, a jak to bywa, wokół wszelkich dóbr luksusowych krążą rozmaite hieny i kombinatorzy. W dużym stopniu niedobór jest utrzymywany sztucznie. Likwidacja „luki mieszkaniowej” to jest kilka lat dobrego programu rozwoju mieszkalnictwa komunalnego plus wsparcie dla małych spółdzielni.
Jednak nawet nie zdajecie sobie sprawy na ilu szczeblach i w ilu partiach są poustawiani ludzie, którzy żyją ze wzrostu cen nieruchomości. Zrobią absolutnie wszystko, wymyślą każdą bzdurę, żeby tylko blokować rozwój sensownego programu mieszkaniowego. To jest oczywiste, że gdyby zasypać lukę mieszkaniową, spowodowałoby to pęknięcie bańki na rynku nieruchomości. A to byłaby katastrofa dla deweloperki i rentierów.
Dlatego, jeśli narzekacie na ceny mieszkań, najmu czy kupna, każdego dnia, który spędzacie na harówce, żeby opłacić czynsz, czy kredyt, każdego dnia który spędzacie w przegęszczonym mieszkaniu z rodzicami, lub innymi osobami, każdego dnia w którym myślicie o założeniu rodziny, ale odwlekacie ten fakt, bo przecież jak to zrealizować w jednym pokoju kątem u kogoś, pomyślcie o tych ludziach, którzy na waszym cierpieniu zwyczajnie zarabiają. Zbijają majątek na tym, że wy siedzicie w klitkach, albo robicie na kredyty absurdalnie drogich mieszkań.
Tutaj nie ma żadnych przypadków, nie ma żadnych „obiektywnych mechanizmów rynkowych”. To wszystko jest dokładnie przemyślane, zaplanowane, żeby was doić całe życie i uskuteczniać dewelopersko-rentierskie eldorado.
Harujecie na tych ludzi, odmawiacie sobie rozmaitych rzeczy, i tylko garstka osób w tym kraju coś próbuje robić, żeby to zmienić. Reszta uważa chyba, że to „stan naturalny” i „takie jest życie”. Wiele wysiłku w obróbkę ideologiczną włożono, żebyście tak myślały i myśleli. Wiele tematów zabełtano, wiele bzdur opowiedziano, wiele szantaży moralnych zastosowano, żebyście sami siebie obwiniali o swoją sytuację. I każdy stan depresyjny z powodu swojej sytuacji mieszkaniowej, który zaliczacie, każda awantura, która wynika z przemęczenia i stresu, bo „trzeba zarobić na ratę”, każda bezsenna noc z tego powodu, to nie jest stan naturalny. Ktoś na tym zarabia i ktoś ten stan utrzymuje.
Artykuł pierwotnie ukazał się na Wolnelewo.