Opinie

Zielona pigułka dla chorej gospodarki

wPunkt
Zielona pigułka dla chorej gospodarki

To prawda, że szybka transformacja w duchu Zielonego Ładu wymaga znacznych nakładów pieniężnych. Ale przecież w pokryzysowych programach ożywiania gospodarki właśnie o to chodzi, by wydać dużo pieniędzy.

fot. Flickr, wikimedia

Żeby osiągnąć neutralność klimatyczną trzeba wydać miliardy na inwestycje – czyli zrobić dokładnie to, czego potrzebuje teraz słabnąca z powodu pandemii gospodarka. Jeśli z kryzysu postanowimy wyjść zieloną drogą, te pieniądze znajdą się dużo łatwiej, a przy okazji rozwiążemy kilka innych problemów.

W pierwszych tygodniach pandemii ciężko było znaleźć portal informacyjny, na którym nie ukazałby się artykuł przekonujący o tym, że świat i gospodarka po pandemii zmienią się na zawsze – i mogą zmienić się na lepsze. Rebecca Solnit w Guardianie pisała o tym, jak nagłe zatrzymanie dotychczasowej społecznej rutyny stworzyło w końcu przestrzeń, by wyobrazić sobie lepszą przyszłość i w nią uwierzyć. Wielu komentatorów twierdziło zgodne, że za gospodarką, która na naszych oczach właśnie osuwała się w kryzys, nie ma co płakać, trzeba natomiast szybko zbudować nową, lepszą dla ludzi, klimatu i środowiska.

Nowy konsensus

Przekonanie to najwyraźniej podziela szefowa Komisji Europejskiej, która mimo opóźnienia części prac postanowiła nie zmieniać przyjętego kursu na zieloną transformację. Ursula von der Leyen zapowiedziała kilka dni temu, że ogłoszony w grudniu Europejski Zielony Ład i walka z kryzysem klimatycznym pozostaną dla Unii Europejskiej „kompasem” i „motorem” w procesie naprawy gospodarki.

Nie jest w tym osamotniona. Na początku kwietnia ministrowie dziesięciu państw UE podpisali wspólny apel o to, by centralnym elementem długoterminowej odpowiedzi UE na kryzys były cele Zielonego Ładu, w tym cel zasadniczy, czyli osiągnięcie neutralności klimatycznej do połowy wieku. Do apelu dołączyło jak dotąd osiem kolejnych państw. Również w kwietniu z inicjatywy francuskiego eurodeputowanego Pascala Canfina w Parlamencie Europejskim zawiązany został „sojusz na rzecz zielonej odbudowy gospodarki”, do którego weszło ponad 70 eurodeputowanych różnych partii, a także thinktanki, organizacje ekologiczne, europejska konfederacja związków zawodowych i liczne stowarzyszenia branżowe. Na początku maja do sojuszu dołączyła grupa ponad 50 prezesów największych banków i firm ubezpieczeniowych.

Jednocześnie pojawiają się analizy pokazujące za pomocą twardych danych, że przebudowa gospodarki w duchu sustanability da lepsze wyniki niż przywracanie tego, co było. Najnowszy raport Międzynarodowej Agencji Energii Odnawianej IRENA pokazuje, że ambitna transformacja energetyczna, czyli taka, która umożliwi zatrzymanie globalnego ocieplenia poniżej 2 st. C, stworzy netto więcej miejsc pracy i przyniesie wyższy wzrost PKB, niż dalsze podążanie obecną ścieżką. Da również lepsze wyniki społeczne, mierzone jako poziom zdrowia publicznego i dostępu do usług publicznych oraz jakość środowiska, w którym żyją ludzie.

Podobne wnioski przynosi nowa analiza badaczy z Uniwersytetu Oksfordzkiego. Na podstawie ankiety przeprowadzonej wśród ponad dwustu wybitnych ekonomistów i szefów instytucji ekonomicznych twierdzą oni, iż kierując antykryzysowe środki finansowe na ochronę środowiska, klimatu i zdrowia osiąga się lepsze wyniki z czysto ekonomicznego punktu widzenia. Uczestnicy badania jako najkorzystniejsze dla gospodarki w długim okresie wymieniali najczęściej inwestycje w ochronę zdrowia, a także w infrastrukturę komunikacyjną i infrastrukturę dla czystej energii, badania nad czystymi technologiami oraz pozostałą działalność badawczo-rozwojową, jak również inwestycje w nowe kwalifikacje i umiejętności pracowników oraz rozwój edukacji.

W tym samym badaniu dokonano też oceny skuteczności antykryzysowych inwestycji wdrożonych po ostatnim globalnym kryzysie finansowym. Pokazała ona, że najskuteczniejszym środkiem antykryzysowym są inwestycje w infrastrukturę dla czystej energii, programy termomodernizacji budynków, inwestycje w edukację i szkolenia zawodowe zapobiegające wzrostowi bezrobocia, inwestycje w ochronę i odbudowę ekosystemów oraz ekologiczne rolnictwo, a także wydatki na badania i rozwój czystych technologii.

Polska w ogonie Europy

Kierunek pokryzysowych działań wydawałby się zatem jasny i bezsporny. Mimo to w Polsce wśród rządzących zupełnie nie widać entuzjazmu dla wychodzenia z kryzysu zieloną drogą. Wciąż podnoszony jest argument, że realizacja Zielonego Ładu byłaby kosztowna, a w poepidemicznej recesji ważniejsze będą inne wydatki. Co ciekawe, głosy takie pojawiają się nie tylko w rządzie. Podobnie wyraził się również były unijny komisarz a obecnie europoseł PO Janusz Lewandowski, który Zielony Ład określił jako projekt „głęboko nasycony eko-ideologią, ale zarazem płytko osadzony w realiach gospodarczych”. W obozie rządowym takie myślenie o Zielonym Ładzie jest powszechne.

Kilkoro wiodących polityków PiS wprost zaapelowało o zawieszenie lub rewizję Zielonego Ładu. Dużym echem odbiły się wypowiedzi wiceministra aktywów państwowych Janusza Kowalskiego, domagającego się, by w ramach odpowiedzi na kryzys zlikwidować europejski system handlu uprawnieniami do emisji CO2 (ETS).

Czy faktycznie włączenie się na serio w unijny projekt neutralności klimatycznej byłoby kosztowne? Jeśli z pandemii koronawirusa płynie jakaś lekcja, to ta, że kosztowne są konsekwencje kryzysów. Obecny kryzys zaś to zaledwie preludium tego, co mogą przynieść zmiany klimatu, które – o ile nie podejmiemy teraz adekwatnych działań – wepchną świat w kryzys o wiele bardziej dotkliwy i tragiczny, bardziej złożony i wielowymiarowy, a do tego trwały i pogłębiający się.

Wiemy, że koszt działań, które trzeba podjąć by powstrzymać kryzys klimatyczny, jest niższy niż koszt, jaki poniesiemy w przypadku zaniechania tych działań – wynika to z wyliczeń np. OECD czy Europejskiej Agencji Środowiska. W przypadku Polski już teraz same rolnicze odszkodowania za suszę kosztują blisko 2 mld złotych rocznie, a to tylko ułamek rachunku za zmiany klimatu. Trzeba do niego dopisać jeszcze koszty zdrowotne letnich fal upałów, zniszczenia powodowane przez huragany, nagłe powodzie w miastach podczas ulewnych deszczy, pożary lasów, wzrost zachorowań na boreliozę roznoszoną przez coraz liczniej występujące kleszcze – by wymienić tylko, z czym mierzymy się już dziś.

Nowe koło zamachowe

To prawda, że szybka transformacja w duchu Zielonego Ładu wymaga znacznych nakładów pieniężnych. Ale przecież w pokryzysowych programach ożywiania gospodarki właśnie o to chodzi, by wydać dużo pieniędzy. W najprostszej wersji – na cokolwiek, co da ludziom pracę i dochody. W wersji bardziej przemyślanej – na inwestycje, które długofalowo rozwiążą również inne problemy poza nagłym skurczeniem się rynku pracy i spadkiem aktywności gospodarczej.

A takich problemów do rozwiązania nie brakuje: mamy katastrofalną suszę, zapaść i perspektywę zwolnień w górnictwie, przestarzały i kosztowny system energetyczny, dramatycznie zanieczyszczone powietrze, cztery miliony niedocieplonych domów, wielkie obszary wykluczenia transportowego, do których nie dociera żaden pociąg ani autobus, oraz płonące składowiska odpadów, by wymienić tylko kilka najpilniejszych spraw. Tak się składa, że w Zielonym Ładzie chodzi o poprawę sytuacji we wszystkich w tych obszarach.

Trzeba też mieć świadomość, że „koszt transformacji”, którym straszą nas politycy, to nie jest nagłe zniknięcie z budżetu kilkuset miliardów złotych, jak zapewne wiele osób sobie to wyobraża. Należy go rozumieć raczej jako sumę pieniędzy z różnych źródeł, przepływających w różnych kierunkach i po drodze wprawiających w ruch mniejsze i większe trybiki zmian w energetyce i innych sektorach gospodarki. W sam Zielony Ład jest wbudowanych kilka takich źródeł. To między innymi wpływy budżetu państwa uzyskane ze sprzedaży wspomnianych już uprawnień do emisji, które można wydać m.in. na sprawiedliwą transformację regionów górniczych.

To także dotacje z funduszy unijnych, które sfinansują np. termomodernizacje domów, stacje ładowania elektrycznych autobusów czy szkolenia zawodowe dla byłych górników. To pożyczki z Europejskiego Banku Inwestycyjnego, które umożliwią wybudowanie wielkich farm wiatrowych na Bałtyku. To unijne gwarancje finansowe dla przedsiębiorców, dzięki którym będzie można bez nadmiernego ryzyka inwestować w nowe technologie, np. magazyny energii elektrycznej i cieplnej. To pieniądze banków i funduszy inwestycyjnych, które zgodnie z wytycznymi zawartymi w tzw. taksonomii zielonych inwestycji zostaną przekierowane z inwestycji w paliwa kopalne na inwestycje w odnawialne źródła energii.

Wreszcie, to również oszczędności zwykłych ludzi, które dzięki unijnym regulacjom będzie można korzystnie zainwestować w we własne źródło energii i z biernego klienta zakładu energetycznego stać się małym, ale dużo bardziej niezależnym graczem na rynku energii. Ambicją unijnych przywódców jest, by w skali całej UE z tych źródeł na realizację celów Zielonego Ładu popłynął bilion euro.

Te przepływy będą generować wynagrodzenia dla pracowników, składki dla ZUSu, wpływy podatkowe dla państwa i zyski dla przedsiębiorców. Transformacja gospodarcza w stronę neutralności klimatycznej nie jest kosztem obciążającym budżet, tylko programem rozwoju gospodarczego, którego wdrożenie tylko w części będzie finansowane z kieszeni polskiego podatnika, a przyciągnie do Polski duże pieniądze z zewnątrz.

O ile oczywiście zdecydujemy się ją na serio przeprowadzić.

Pierwotnie tekst w całości ukazał się na łamach Pospolita.eu

Popularne

Do góry