Burzliwy początek posiedzenia sejmowej Komisji Edukacji. Zanim posłowie rozpoczęli pierwsze czytanie „lex Czarnek”, doszło do awantury. Jeden z polityków wyraźnie się zapomniał i nie zwrócił uwagi na fakt, iż ma włączony mikrofon.
4 stycznia propozycją zmian w przepisach oświatowych znanych jako „lex Czarnek” zajmują się sejmowa Komisja Edukacji, Nauki i Młodzieży oraz Komisja Obrony Narodowej. Na posiedzeniu nie pojawił się Przemysław Czarnek. Resort edukacji będzie reprezentował Dariusz Piątkowski.
Zanim posłowie zaczęli debatować o szczegółach „lex Czarnek”, sprawdzono kworum oraz poprawność działania systemu do głosowania u tych polityków, którzy pracują zdalnie. Rozpoczęcie obrad było opóźniane. – Nieobecność posłów PiS nie powinna być argumentem, aby wstrzymywać obrady – podkreślał Cezary Tomczyk. – Jeśli macie kłopot z kworum, to przełóżcie obrady. Kworum jest, więc proszę przełożyć posiedzenie komisji – dodawała jedna z posłanek opozycji.
W odpowiedzi szefowa komisji stwierdziła, że nieobecni są nie tylko posłowie Prawa i Sprawiedliwości, ale również przedstawiciele opozycji. Ogłoszona przez Stachowiak-Różecką 15-minutowa przerwa wywołała falę oburzenia wśród polityków opozycji. – Trzeba było sprowadzić wszystkich posłów do Warszawy – powiedziała Katarzyna Lubnauer. – Niech pani przewodnicząca włączy Pegasusa – ironizował Cezary Tomczyk.
Jeden z polityków zapomniał także wyłączyć mikrofon. I tym samym wszyscy zgromadzeni na posiedzeniu oraz osoby śledzące transmisję usłyszały stek wulgaryzmów. – Co za kur*** kut*** jeb***. Nie zaczynają posiedzenia, bo nie mają większości – stwierdził polityk. – My ku*** jesteśmy na sali – dodał.
Zachowanie parlamentarzysty nie uszło uwadze szefowej komisji. Mirosława Stachowiak-Różecka zaapelowała do polityków o powstrzymanie się od używania wulgaryzmów i przede wszystkim wyłączenie mikrofonu, aby „inne osoby nie musiały słuchać knajackiego języka”.