„Rozmawialiśmy z ludźmi i właśnie w ten sposób pisaliśmy nasz program. Nie w gabinecie prezesa ani w gronie polityków w czterech ścianach. To jest program, który odpowiada na wyzwania XXI i XXII w.” – mówi Robert Biedroń, współprzewodniczący Nowej Lewicy w rozmowie z Małgorzatą Kulbaczewską Figat, Piotrem Gadzinowskim i Tadeuszem T. Jasińskim z Dziennika Trybuna.
Dziennik Trybuna: Nie tak dawno temu odbył się zjednoczeniowy kongres Nowej Lewicy, partia zapewniała, że wszystkie wewnętrzne konflikty zostały zamknięte… a tymczasem 14 grudnia pięcioro parlamentarzystów odeszło z klubu Lewicy. Jak zatem jest naprawdę? Kryzys się skończył, czy jednak pozostały wewnętrzne problemy do rozwiązania?
Robert Biedroń: Nowa Lewica się konstytuuje a takie procesy zawsze mają swoje koszty. Odeszli ludzie, którzy uznali, że nie mają serca po lewej stronie w tym sensie, że nie łączy ich z Nową Lewicą nasz wspólnie napisany program, nasze wartości i nasze decyzje osobowe. To naturalny proces konsolidacji, który przebiega w każdej partii, jeśli konsoliduje się dwa środowiska. Zawsze jest tak, że część ludzi takie procesy kontestuje i odchodzi. Mogę pogratulować kolegom i koleżankom, że przeszli do partii socjalistycznej i mam nadzieję, że nie zostali zainspirowani przez neoliberałów z Platformy Obywatelskiej, przez Donalda Tuska. Źle by to o nich świadczyło, gdyby instrumentalnie wykorzystali jedną z najstarszych partii politycznych w Polsce i w Europie, jaką jest PPS. Pamiętam, jak niektórzy posłowie i senatorowie, którzy dziś tworzą nowe koło, prywatyzowali kopalnie czy twierdzili, że nie zgodzą się na żadne zmiany podatkowe, wprowadzające więcej sprawiedliwości w polskim systemie podatkowym. Dziś pozostaje mi tylko życzyć im wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia.
Dziennik Trybuna: Lepszych wyników można też życzyć Nowej Lewicy – wspólna lewicowa lista w wyborach w 2019 r. przekroczyła 12 proc. głosów, teraz może tylko pomarzyć o dwucyfrowym wyniku w sondażach. Dlaczego?
Robert Biedroń: Dlatego, że nasz wyborca był skonfundowany. Nie rozumiał, dlaczego w naszej rodzinie się kłócimy o rzeczy, które na zewnątrz mogą być niezrozumiałe, dlaczego część z nas sprzeciwia się zapowiadanemu wcześniej procesowi konsolidacji. Z pewnością zapłaciliśmy za to kilkoma punktami.
To jednak rozdział zamknięty. Ludzie, którzy mącili na lewicy i próbowali nas złożyć w hołdzie Tuskowi, odeszli. W nowym roku ruszamy z nowymi ludźmi, nową energią, nowym programem i bez balastu neoliberałów, proplatformerskich polityków, którzy chcieliby wepchnąć nas w ramiona Platformy. Lewica ma własną historię i tożsamość – i zwyczajnie jest potrzebna na polskiej scenie politycznej. To nie oznacza, że nie powinniśmy mieć zdolności koalicyjnej czy chęci współpracy w ramach opozycji – mówię temu tak! Nie wyobrażam sobie jednak, że my, jako liderzy, mielibyśmy zrobić z lewicy przystawkę dla jakiejkolwiek innej partii. W Polsce jest kilka milionów ludzi z sercem po lewej stronie, którzy szczerze chcą głosować na lewicę, a nie na neoliberałów, którzy udają ludzi lewicy, a nimi nie są. Wierzę głęboko, że dzięki nowym pomysłom i nowemu programowi odzyskamy te punkty sondażowe, które straciliśmy.
Dziennik Trybuna: Jakie są kluczowe postulaty w tym nowym programie?
Robert Biedroń: Przede wszystkim jest to program zbudowany w toku konsultacji. Kilka miesięcy temu pod przewodnictwem prof. Macieja Gduli i świetnej samorządowczyni, byłej wiceprezydentki Bydgoszczy Anny Mackiewicz, ruszyliśmy w Polskę. Rozmawialiśmy z ludźmi i właśnie w ten sposób pisaliśmy nasz program. Nie w gabinecie prezesa ani w gronie polityków w czterech ścianach. To jest program, który odpowiada na wyzwania XXI i XXII w.. Pokazujemy nasze konkretne propozycje rozwiązań dotyczących przeciwdziałania katastrofie klimatycznej, odejścia od węgla, wdrożenia sprawiedliwości społecznej w kwestii emerytur. Mówimy o sprawiedliwości dla emerytów mundurowych – jako jedyni wstawiamy się za tymi ludźmi skrzywdzonymi przez PiS tak jednoznacznie. O sprawiedliwości pracowniczej. O programie mieszkaniowym, który da młodym ludziom szansę na mieszkanie z niskim czynszem. Jasno i wyraźnie zapowiadamy kroki ku realnemu rozdziałowi państwa od Kościoła, równości kobiet i mężczyzn, której ciągle nie ma i wskazujemy wiele innych sprawach, którymi może zająć się tylko lewica. Czy Szymon Hołownia albo Donald Tusk zajmą się sprawiedliwością na rynku pracy albo będą bronić emerytów? Donald Tusk podnosił wiek emerytalny, obiecywał, że nie będzie klękał przed biskupami, a potem klękał. Nie zlikwidował Funduszu Kościelnego, chociaż to zapowiadał. Hołownia chce dopiero rozmawiać o wyprowadzeniu religii ze szkół. My po prostu podejmiemy taką decyzję, bo rozumiemy, że przymus religijny to absurd w XXI wieku. Lewica ma program nowoczesnej, europejskiej socjaldemokracji, z którego naprawdę możemy być dumni.
Dziennik Trybuna: A czy będziecie w stanie przekonać wyborców, że np. odejście od węgla i transformacja energetyczna nie będą oznaczać dla nich po prostu utraty pracy i popadnięcia w biedę? Ludzie pamiętają, co działo się w latach 90. w Wałbrzychu, na Śląsku…
Robert Biedroń: Faktycznie, wielu ludzi się boi, jaki będzie koszt tej transformacji. Bo tak, wcześniej w Polsce transformacja była niesprawiedliwa. Lewica mówi: nie ma alternatywy, jeśli chodzi o transformację energetyczną, musimy ją przeprowadzić, ale nie kosztem ludzi pracujących w tym sektorze. Ludzie, którzy dziś pracują np. przy wydobyciu węgla, muszą mieć realną szansę otrzymania innej pracy. Temu ma służyć Fundusz Sprawiedliwej Transformacji, o który jako lewica walczyliśmy w Parlamencie Europejskim, i po który Polska będzie mogła sięgnąć, jeśli PiS odejdzie od antydemokratycznych praktyk, przez które obecnie te pieniądze są dla Polski zablokowane. Jeśli Lewica będzie w przyszłym rządzie, to zadbamy, by plan sprawiedliwej transformacji był realizowany. Sami liberałowie tego nie zrobią, bo dla nich kluczową wartością jest wolny rynek. Oni mówią: jeśli trzeba zwalniać, to się zwalnia, nieważne, że za zwolnieniami stoi tragedia tysięcy rodzin na Śląsku. My mówimy: wszystko musi zostać zrobione z głową, trzeba opracować cały system.
Dziennik Trybuna: A na czym oprzeć zreformowaną energetykę?
Robert Biedroń: Fundamentem miksu energetycznego powinny stać się odnawialne źródła energii. To one powinny dziś być priorytetem. Nie są i efekt jest taki, że nasz system energetyczny jest niestabilny, a ceny energii rosną. Dziś płacimy jedne z najwyższych rachunków za energię, ceny wzrosły o ponad 40 proc. Wszystko dlatego, że politycy nie mieli odwagi powiedzieć: czas na transformację i oparcie się na nowoczesnych, bardziej ekologicznych i ekonomicznych źródłach energii. Węgiel już taki nie jest. Rozumiemy przy tym, że ludzie, którzy dziś palą węglem, często robią tak, bo nie mają innego wyjścia. Państwo powinno wyjść im naprzeciw, dopłacając do drożejącego gazu, dopłacając do wymiany pieców. Jeśli to się nie wydarzy, grożą nam nie tylko wyższe rachunki, ale nawet braki energii.
Dziennik Trybuna: Czy Nowa Lewica chce elektrowni atomowej w Polsce?
Robert Biedroń: O elektrowni atomowej mówi się dłużej, niż ja żyję – byłem dzieckiem, kiedy słyszałem o elektrowni, która ma powstać w Żarnowcu. Dziś sprzedawane są nam mrzonki, że elektrownię zbudują nam Francuzi. Krótko po tym, gdy zostałem posłem, w 2011 r., do Polski przyjechał ówczesny prezydent Francji Francois Hollande, też po to, by sprzedać nam elektrownię, a Platforma Obywatelska powołała specjalnego, rzecz jasna świetnie opłacanego pełnomocnika ds. budowy elektrowni atomowej. Figę z makiem zrobili. A gdyby elektrownia powstała teraz, to kto miałby decydować o jej funkcjonowaniu? Wicepremier ds. bezpieczeństwa Kaczyński? A może Jacek Sasin? Przecież ci faceci nie są w stanie rozsądnie odpowiadać nawet za własnego kota, co dopiero za elektrownię atomową.
Dziennik Trybuna: A gdybyście Wy doszli do władzy? Też będziecie przeciw?
Robert Biedroń: Dziś sprawy idą w kierunku rozproszenia. Na świecie są konstruowane małe, bardziej bezpieczne elektrownie jądrowe. Być może to jest przyszłość energetyki jądrowej, bardziej ekologiczna, bezpieczna i prosumencka. Dlaczego to Francuzi mają zabierać zyski z budowy elektrowni jądrowej w Polsce i nią zarządzać? Przecież tak by się stało. A gdyby stworzyć w Polsce kilkadziesiąt małych elektrowni, to mogliby zarządzać nimi Polacy. Nowa Lewica życzliwie patrzy raczej w tym kierunku, mając równocześnie w pamięci Czarnobyl, Fukushimę i inne przypadki.
Dziennik Trybuna: W waszym programie ma znaleźć się hasło sprawiedliwości pracowniczej. To też wielkie zadanie, bo rynek pracy w Polsce jest dla pracowników bardzo nieprzyjazny. Jak będziecie go naprawiać?
Robert Biedroń: Przede wszystkim skończymy z tym, że niektóre zawody są tak naprawdę wiecznym wolontariatem. Nauczyciele, pielęgniarki, urzędnicy samorządowi i inne osoby zatrudnione w sektorze publicznym zarabiają po prostu grosze. Tak być nie może. Naszym zdaniem każda osoba zatrudniana przez państwo, żeby mogła założyć rodzinę i planować godną przyszłość, musi na początek dostawać na rękę przynajmniej 3500 zł. Nie wyobrażam sobie, żeby startować z takiego pułapu, z jakiego dziś startują nauczyciele. Dla ludzi, którzy studiowali, którzy powinni być wręcz koroną wśród zawodów, którzy mają kształcić przyszłe pokolenia, obecne pieniądze na początku kariery zawodowej to jałmużna. Drugą kwestią jest uporządkowanie kwestii form zatrudnienia. Dziś wiele osób nadal pracuje w oparciu o niestabilne formy zatrudnienia. Podczas pandemii ci ludzie nie chcieli się testować, bo bali się, że stracą zajęcie. Nie mają prawa do urlopu, nie mogą wziąć kredytu. Nie może być tak, że ludzie przychodzą do pracy od poniedziałku do piątku, na wiele godzin, a nie mają normalnej umowy o pracę, zabezpieczenia warunków pracy i płacy.
Dziennik Trybuna: Już widzę, jak liberalne media rzucają się na was za ten pomysł 3500 zł dla każdego pracownika sektora publicznego, jak załamują ręce, że nie ma na to pieniędzy. Pójdziecie wtedy za ciosem i będziecie walczyć o większą progresję podatkową? W Polsce pokutuje pogląd, że podatki mogą być tylko niskie, ale dla europejskiej lewicy progresja to naturalny kierunek.
Robert Biedroń: Dla mnie również. Dziś podatki w Polsce są niesprawiedliwe, nie mam w tej sprawie żadnych wątpliwości. Jeśli najbogatsi Polacy płacą mniej niż Polacy najbiedniejsi, to jest to niesprawiedliwe. Trzeba zmienić sytuację, w której właściciel dużej firmy proporcjonalnie płaci mniej, niż osoba, którą zatrudnia za najniższą krajową.
Kiedy będziemy rządzili, to mniej zamożna część społeczeństwa, która płaci dziś najwięcej, będzie płaciła mniej. Dziś proponujemy, żeby obniżyć VAT do 15 proc. VAT płacimy wszyscy, najbogatszy Polak je tyle samo masła, co najbiedniejszy, a dziś szaleje inflacja. Na takiej zmianie zyskają najbiedniejsi i o to walczymy. Chcemy też opodatkowania wielkich korporacji. Złożyliśmy projekt, dzięki któremu giganci internetowi, wielkie spółki medialne czy sieci handlowe miałyby płacić w Polsce wyższe podatki. Dziś państwo ściga pojedynczych Kowalskich, którzy prowadzą swoje małe sklepy czy warsztaty, a przymyka oko na wielkie firmy, które wyprowadzają zyski z Polski bez opodatkowania. Jako lewica będziemy walczyli, by tak nie było. No i sprawiedliwe opodatkowanie Kościoła. Dziś Kościół jest gorsząco bogaty. Utrzymujemy całą armię katechetów, kapelanów i innych duchownych, przeciętny proboszcz płaci 250 zł miesięcznie podatku ryczałtowego, a w tej samej miejscowości przeciętny fryzjer czy kwiaciarka płaci kilkanaście razy więcej. Dla nich żadnego ryczałtu nie ma. My to będziemy zmieniać.
Dziennik Trybuna: Siłą lewicy w historii była współpraca ze związkami zawodowymi. Trudno też sobie wyobrażać docieranie do pracowników ze swoim programem, jeśli nie ma się bliskiego, roboczego kontaktu z przedstawicielami ich najbardziej aktywnych organizacji. Do tego dochodzi jeszcze szykanowanie związkowców we współczesnej Polsce, które powinno wywoływać u każdego lewicowca odruch protestu. Jak zatem wygląda ta współpraca w wykonaniu Nowej Lewicy?
Robert Biedroń: Ze związkami współpracujemy bardzo blisko. Tzw. trzecia droga, którą kiedyś wybrał Leszek Miller, która oznaczała także systematyczną degradację roli związków nie sprawdziła się. Związki zawodowe odgrywają rolę stabilizującą nie tylko w systemie zatrudnienia, ale w społeczeństwie jako takim. A większość ludzi w Polsce to pracownicy – to ich, nie pracodawców jest 16 mln! Liberałowie spod znaku Platformy Obywatelskiej, a teraz PiS zrobili bardzo dużo, by zaszkodzić związkom. Pierwsi szli w ślady Leszka Millera i brytyjskiej „trzeciej drogi” i ograniczali możliwości działania związków. Drudzy je upolityczniają, jak w przypadku Solidarności. My ze związkami współpracujemy. I z OPZZ, i z Ogólnopolskim Związkiem Pielęgniarek i Położnych, i z ZNP. W przeszłości zaniedbywanie tej współpracy było naszym wielkim błędem, ale dziś parlamentarzyści Nowej Lewicy regularnie są w kontakcie ze związkowcami, związki uczestniczą w tworzeniu naszych inicjatyw legislacyjnych. Wracamy do ważnej i potrzebnej tradycji.
Dziennik Trybuna: Jarosław Kaczyński straszył niedawno IV Rzeszą. Pan ma z Europarlamentu inny punkt obserwacji spraw europejskich – boi się Pan?
Robert Biedroń: Jarosława Kaczyńskiego (śmiech)? Nie, to Jarosław Kaczyński boi się nas. To facet pełen lęku, wyimaginowanego. W Brukseli śmiejemy się z tej IV Rzeszy, bo to jest po prostu absurdalne. A równocześnie w Brukseli jest świadomość, że nie wszyscy Polacy i Polki są jak Jarosław Kaczyński, że Polska jest różnorodna, a rząd nie ma mandatu ani do straszenia Niemcami, ani do wyprowadzania Polski z UE. Przecież zdecydowana większość Polaków chce pozostać w Unii.
Dziennik Trybuna: Czy Unia może zrobić więcej, żeby ratować tę większość przed Kaczyńskim i Ziobrą?
Robert Biedroń: Oczywiście, może. Ale nie chce tego zrobić! Nadal przymila się do neoliberałów w postaci Viktora Orbana. Przypomnę: do niedawna partia Orbana była w Europarlamencie w tej samej grupie, co PO i PSL, a Donald Tusk jest wśród liderów Europejskiej Partii Ludowej. Stąd taka niechęć do podejmowania potrzebnych i odważnych decyzji. Kiedy patrzę na działania Ursuli von der Leyen widzę, jak ona się boi, że w razie takich decyzji zostanie skrytykowana przez skrajną prawicę. Zresztą w EPL są ludzie, którym Orban i Kaczyński wcale nie przeszkadzają. My w tej sprawie wywalczyliśmy wiele. W Europarlamencie skutecznie walczyliśmy o mechanizm „pieniądze za praworządność”, ale z założeniem, że pieniądze muszą obchodzić te rządy i trafiać do ludzi, którym się zwyczajnie należą. Więc ani jednej złotówki dla Orbana i Kaczyńskiego, ale tak dla wsparcia samorządów, przedsiębiorców, organizacji pozarządowych, zwykłych Europejczyków, którzy mają prawo do wspólnych funduszy.
Przypomnę też, że to my jako lewica wzięliśmy na siebie trud negocjacji z rządem w kwestiach budżetowych. To my zapewniliśmy, że uwzględniono w budżecie m.in. wydatki na szpitale. Ale też mechanizm, który zmusi Kaczyńskiego do ustępstw, bo inaczej nie dostanie pieniędzy. Nie zrobiła tego Platforma, która się obrażała i sugerowała, że Polakom i Polkom w ogóle nie są potrzebne pieniądze.
Dziennik Trybuna: Dziś Platforma oskarża Was, że knujecie z PiS, zamiast walczyć o demokrację.
Robert Biedroń: Tylko że to my bronimy demokracji od pierwszego do ostatniego artykułu konstytucji. Nie jesteśmy jak Roman Giertych i inni platformersi, którzy pokrzykują „konstytucja!”, a potem ignorują prawa obywateli do czystego powietrza, do powszechnej opieki zdrowotnej, do powszechnej edukacji. Zresztą tę konstytucję dała Polsce lewica, to lewica wprowadzała Polskę do UE i mamy szczególny obowiązek bronić i konstytucji, i naszej obecności w zjednoczonej Europie. Tego nikt za nas nie zrobi. Mamy też obowiązek planowania i opowiadania przyszłości. Dbania o postęp. Chcemy zatem zmierzać w kierunku Unii Europejskiej zacieśniającej współpracę, federalizującej się. Chcemy, by Polki miały te same prawa, co Francuzki, a Polacy oddychali tym samym powietrzem, jakie jest w Irlandii. Chcemy niemieckiego czy holenderskiego standardu, jeśli chodzi o wynagrodzenia. Krótko mówiąc: Europy świeckiej, tolerancyjnej, równościowej.
Dziennik Trybuna: Niedawno do Warszawy zjechali przedstawiciele partii skrajnie prawicowych, którzy wyobrażają sobie Europę dokładnie odwrotnie. Czy europejska lewica też się integruje, szuka możliwości współpracy, by ta równościowa Europa naprawdę zaistniała?
Robert Biedroń: Dokładnie teraz, kiedy rozmawiamy (16 grudnia – przyp. aut.), w Brukseli odbywa się szczyt liderów i liderek europejskiej lewicy. Przypomnę, lewica rządzi dziś w siedmiu krajach, niedawno kanclerzem Niemiec został socjaldemokrata z krwi i kości, odzyskujemy wiatr w żaglach. Parafrazując historyczne hasło: „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się”, mógłbym zawołać: socjaldemokraci i socjaldemokratki wszystkich krajów, łączcie się!
Salvini, Meloni, ale też Kaczyński to pożyteczni idioci Putina. Chcą rozwalić Unię od środka, podzielić nasze społeczeństwa, odebrać prawa kobietom, zafundować nam więcej przymusowej religii w życiu publicznym. Z punktu widzenia lewicy to rzeczy straszne i musimy na to odpowiadać, łącząc siły. Temu służą takie spotkania jak dzisiejsze czy zacieśnianie współpracy między polską i niemiecką socjaldemokracją. Lewica jest lepsza w budowaniu mostów niż murów. W łączeniu, nie dzieleniu. To powinien być nasz towar eksportowy, także na Wschód. Jestem przerażony, widząc, jak Polska przestała prowadzić jakąkolwiek politykę wschodnią, jak upadły związki kulturalne, społeczne z organizacjami ukraińskimi czy białoruskimi. To wszystko działało za rządów Lewicy. Kiedyś byliśmy liderem, jeśli chodzi o pomoc dla demokratów na Wschodzie. Dziś tego nie ma, a rząd Swiatłany Cichanouskiej rezyduje w Wilnie, nie w Warszawie. Na wschodzie Polski, nad Bugiem, leży miasteczko Włodawa. Przez setki lat ludzie po obu stronach rzeki żyli razem: spotykali się, handlowali, zawierali małżeństwa, kochali się i nienawidzili. Byli różnych wyznań, ale żyli razem. Teraz na Bugu nie ma mostu. Nie ma wzajemnych kontaktów. I brak tego mostu to jest moim zdaniem symbol porażki naszych rządów w polityce wschodniej.
Dziennik Trybuna: Polityka sankcji wobec Białorusi to właściwy kurs? Skuteczny?
Robert Biedroń: Sankcje działają i bolą Łukaszenkę tam, gdzie najbardziej nie chciałby zostać ugodzony. Uderzają gospodarczo, a to oznacza, że nastroje społeczne się pogarszają. Białorusini i Białorusinki widzą, że pod rządami Łukaszenki tracą, nie zyskują, mniej zarabiają, nie mają możliwości rozwoju. Będą mniej chętni, by go popierać. Od Łukaszenki odwrócą się również sprzyjający mu oligarchowie, którzy nie zrobią już interesu z USA, z Unią, z Wielką Brytanią. Jako że zajmuję się na co dzień Białorusią wiem, że już teraz część oligarchów wymówiła mu posłuszeństwo.
Musimy pokazać, że król jest nagi. Łukaszenka ze swoim autorytaryzmem jest sam, społeczeństwo się od niego odwraca.
Dziennik Trybuna: Łukaszenka nie jest zupełnie sam. Ma wsparcie Putina. Czy nie będzie tak, że rażony kolejnymi sankcjami Łukaszenka będzie w końcu musiał zgodzić się na faktyczne przyłączenie Białorusi do Rosji?
Robert Biedroń: Sądzę, że Putin tego nie chce. Woli aneksję hybrydową, która już się odbywa. Łukaszenka został całkowicie uzależniony od Moskwy, nie tylko w sektorach energetycznym i finansowym. Mam tu też na myśli rusyfikację Białorusi, fakt, że mało kto już posługuje się w życiu publicznym językiem białoruskim. Na Białorusi jest też rosyjskie wojsko. Tym niemniej sankcje to nie wszystko. Musimy prowadzić na Białorusi swoistą pracę organiczną. Ludzie muszą widzieć, że Zachód nie zostawi ich samych, jeśli wystąpią przeciwko Łukaszence, a demokratyczna alternatywa istnieje. Nie wystarczy, jak Ursula von der Leyen, obiecywać, że na Białoruś zostaną przetransferowane 3 mld euro, ale już po upadku dyktatora. Te pieniądze muszą trafiać do ludzi i to już dziś: za pomocą wsparcia dla organizacji pozarządowych, związków zawodowych, opozycji, pomocy humanitarnej. Jako szef delegacji Parlamentu Europejskiego na Białorusi wielokrotnie rozmawiałem z przedstawicielami tamtejszych związków. Oni opowiadali mi o zwolnieniach pracowników, którzy brali udział w protestach, o tym, jak potrzebna jest pomoc dla ich rodzin. Pomoc dla nich to obowiązek UE.
Musimy być też gotowi przeciwdziałać tendencjom nacjonalistycznym wśród opozycji, bo takie też są. Duch białoruskiego odrodzenia narodowego niekiedy ma nacjonalistyczny posmak, a na taki wykluczający model zmian my, lewica, nie możemy się godzić. Naszym celem jest Białoruś bezpieczna, różnorodna, dla wszystkich niezależnie od pochodzenia czy wyznania.
Dziennik Trybuna: Jak zagwarantować, że Białoruś, jeśli stanie się demokratyczna, nie powtórzy polskiej drogi transformacji? Że ci wszyscy pracownicy, którzy dziś są zatrudnieni w państwowych fabrykach, nie wylądują na bruku, przemysł zostanie zniszczony, błyskawicznie wzrosną nierówności?
Robert Biedroń: Musimy uczyć się na błędach. Nie można powtórzyć ani błędów Polski, ani drogi Ukrainy, gdzie transformacja gospodarcza była również ogromnie niesprawiedliwa i do dziś widać tego efekty. Już dziś trzeba zbudować model sprawiedliwej transformacji, która nie pozostawi ludzi z upadających fabryk samym sobie. Ludzie nie mogą zobaczyć, że na demokracji skorzystała tylko garstka oligarchów, tym razem prodemokratycznych i bliskich opozycji, uwłaszczających się na majątku państwowym. Unijne projekty powinny być narzędziem przeciwdziałania temu scenariuszowi już dziś. Potrzebny jest dobry plan i my, lewicowcy, jesteśmy w stanie go zarysować.
Osobiście zabiegam od dawna o plan dla Białorusi. Jednak Komisja Europejska jest niechętna kreśleniu takich planów, licząc pewnie na to, że znowu spore pieniądze na zmianach zrobią neoliberałowie. My, lewica, musimy trzymać rękę na pulsie, by do tego nie dopuścić. Demokratyczna Białoruś musi respektować prawa pracownicze. No i nie wolno wysyłać na Białoruś Balcerowicza!
Dziennik Trybuna: Czy wśród waszych białoruskich partnerów są osoby, które myślą podobnie? Chcą socjaldemokratycznej, równościowej Białorusi?
Robert Biedroń: Oczywiście! Rozmawiamy z białoruskimi socjaldemokratami, są w opozycji białoruskiej partie o takim profilu. Jesteśmy z nimi w bliskim kontakcie, ja osobiście również. Niestety wiemy również o więźniach politycznych, ludziach lewicy. Inni są w tej chwili w diasporze, poza granicami Białorusi.
Dziennik Trybuna: Co poszło nie tak z Partnerstwem Wschodnim? Dlaczego część państw, które do niego zaproszono, oddala się od Europy?
Robert Biedroń: Unia Europejska też robiła błędy. Próby normalizacji stosunków z Białorusią i Łukaszenką były kompletnie nietrafioną strategią. Podstawowe pytanie brzmi: jaką alternatywę proponujemy ludziom z krajów Partnerstwa Wschodniego? Dlaczego europejska wizja nie jest dla nich atrakcyjna? Dlaczego na protestach białoruskiej opozycji wcale nie było unijnych flag i nawet Swiatłana Cichanouska nie jest pewna, czy Białoruś będzie kiedyś się starać o wejście do UE? Nad tym musimy się zastanawiać. Może sami wysyłaliśmy sygnały, że niezupełnie poważnie traktujemy prawa pracownicze, prawa człowieka, praworządność. To musi się zmienić i te wartości muszą stać się naszym towarem eksportowym. UE ma coraz mniej do zaoferowania np. w sferze gospodarczej. Odpadamy w konkurencji z USA, Chinami czy nawet Indiami, ale jeśli chodzi o standardy i wartości – demokrację, prawa człowieka, prawa pracowników, walkę z katastrofą klimatyczną, równość kobiet i mężczyzn – to nie możemy odpuszczać! Nie możemy być niewiarygodni i nie stosować się do tych wartości, poświęcać je na ołtarzu biznesu! Musimy wspierać lokalnych liderów i liderki. Mam nadzieję, że powrót socjaldemokratów do władzy w kolejnych państwach europejskich sprawi, że w polityce wschodniej wrócimy do najlepszych praktyk. Jak za czasów Aleksandra Kwaśniewskiego jako prezydenta Polski, kiedy byliśmy odpowiedzialni nie tylko za nasz kraj, ale za cały region.
Dziennik Trybuna: Dziś jesteśmy na marginesie wielkiej polityki międzynarodowej. Jak to zmienicie, kiedy zyskacie wpływ na władzę?
Robert Biedroń: Faktycznie, poprawne relacje mamy już teraz tylko z San Escobar. A Polska ma potencjał i siłę, by grać z kluczowymi graczami w UE. My zaczniemy od poprawy stosunków z Francją i Niemcami, głównymi graczami w Unii, ale zrobimy też coś, czego nie zrobiła ani Platforma, ani PiS.
Dziennik Trybuna: To znaczy?
Robert Biedroń: Spróbujemy nadawać ton w Europie, wskazywać tematy, kreować wspólną politykę. Ja pamiętam zaledwie jedną taką próbę, zresztą nieudaną. Kiedy Donald Tusk ubiegał się o drugą kadencję przewodniczącego Rady Europejskiej, zasugerował, że Polska ma projekt wspólnej polityki energetycznej. Oczywiście tego i tak nie dowiózł. To był jedyny przypadek, kiedy Polska w UE nie tylko narzekała, brała kasę, ale też proponowała.
Dlaczego nie mielibyśmy zaproponować takiego europejskiego planu walki ze smogiem? Koncepcji płacy minimalnej? Polityki mieszkaniowej? Mamy przecież potencjał, zaplecze naukowe! Stać nas na odważne wizje. Musimy być graczem, nie zachowywać się jak PiS czy klęczeć przed Angelą Merkel jak PO…
Dziennik Trybuna: Stać nas na odważną wizję polityki europejskiej wobec Rosji? Wspólną wizję polityki migracyjnej i azylowej?
Robert Biedroń: Oczywiście, sam się tymi kwestiami zajmuję. Dziś tej wspólnej polityki nie ma, bo zbyt wielu graczy chce straszyć migrantami, uchodźcami. A tę wspólną politykę migracyjną Unia powinna mieć, bo z kryzysami migracyjnymi będziemy się mierzyli i to na dużo większą skalę. Podobnie zresztą, nawiasem mówiąc, jak politykę zdrowotną. To, że w dobie pandemii, ale zresztą nie tylko, 27 ministrów zdrowia ma 27 różnych polityk, to absurd. Co do Rosji również Lewica ma tę wizję: budować mosty. Nie mury. Budowanie murów i oddzielanie się od problemów to strategia PiS. My chcemy rozmawiać, dyskutować, sugerować zmiany. Wspierać demokratyczną opozycję białoruską tak, by ona jak najszybciej przejęła władzę na Białorusi. Przyczyniać się do budowy demokratycznej Rosji, która będzie naszym przyjacielem albo przynajmniej nie będzie zagrożeniem. Mam nadzieję, że symbolem tych odnowionych kontaktów będzie odnowiony most na Włodawie i to, że ludzie będą mogli tam i gdzie indziej normalnie żyć. Migranci również. Bo nasza wizja polityki migracyjnej to takie granice, na których nikt nie umiera. Granice szczelne, ale takie, na których można złożyć wniosek azylowy i mieć pewność, że on zostanie rozpatrzony zgodnie z prawem międzynarodowym. Ludzie uciekają nie tylko przed bombami, ale też przed katastrofą klimatyczną i biedą, przed losem, który zgotowali im nieodpowiedzialni politycy. My, lewica, zawsze będziemy po stronie człowieka.