„Ktoś, kto promuje dewiacje nie ma tych samych praw publicznych jak osoba zachowująca się zgodnie ze standardami” – przekonywał szef resortu edukacji Przemysław Czarnek w programie #Jedziemy na antenie TVP Info.
W sobotę ulicami Warszawy przeszła Parada Równości. Tysiące ludzi maszerowało, tańczyło i śpiewało na ulicach Warszawy. Manifestacja przebiegła spokojnie pomimo prób podejmowania kontrdemonstracji.
Do zdjęć z wydarzenia w programie #Jedziemy postanowił odnieść się Przemysław Czarnek. Po raz kolejny stwierdził on, że osoby biorące udział w zgromadzeniu nie są „normalne”. „Polacy wiedzą, kto jest normalny, a kto nie” – oceniał.
„Widzieliście zdjęcia z „Parady Równości”, a to z równością nie ma nic wspólnego. Widzieliście tam osobników ubranych dziwacznie, mężczyznę ubranego jak kobieta, czy to są ludzie normalni państwa zdaniem?” – pytał retorycznie widzów. „Przecież wszyscy Polacy widzą, co się dzieje na ulicach i na czym polega tolerancja. Przecież to, co tam się działo, nie ma nic wspólnego z tolerancją i z równością, to fetyszyzowanie i wykrzywianie równości i tolerancji” – dodawał.
Czarnek dodawał również, że równość oznacza bycie równym wobec praw i w godności osób ludzkich, „ale nie w uprawnieniach”.
„Ktoś, kto promuje dewiacje nie ma tych samych praw publicznych jak osoba zachowująca się zgodnie ze standardami„
– oceniał.
Dodawał również, że w „państwach na Zachodzie są sytuacje na tego rodzaju paradach, gdzie ludzie roznegliżowani chodzą po ulicach”. „Czy nagi człowiek chodzący po ulicach ma prawo do tego spaceru, czy ojciec z dzieckiem ma prawo do tego spaceru? Jest coś takiego jak moralność publiczna, nie możemy fetyszyzować moralności” – podkreślał zaznaczając, że nie ma zgody, by coś takiego miało miejsce w Polsce.
Minister edukacji wypowiedział się również na temat postulatu Parady Równości, by w szkołach posługiwać się inkluzywnym językiem. „W polskiej szkole obowiązuje język polski, nie jakiejś inkluzywności, w języku polskim zaspokajanie popędu seksualnego w sposób odmienny od przyjętej normy nazywa się zboczeniem i dewiacją. Tego języka będziemy przestrzegać w polskich szkołach”.
W środę w Sejmie wyjaśnień od ministra edukacji domagała się Agnieszka Dziemianowicz-Bak.