Pracownicy TVP i ochroniarze, jak wynika z materiałów zebranych przez „Gazetę Wyborczą”, spełniają zachcianki prezesa Jacka Kurskiego i jego żony. Wśród nich kupowanie parówek, kanapek i dokarmianie kota państwa Kurskich, ale to nie koniec listy „obowiązków służbowych” ochroniarzy zatrudnionych przez TVP – czytamy.
Zarobki ochroniarzy obsługujących Kurskich to ok. 11 tys. brutto plus średnio trzy razy w roku ochroniarze okolicznościowe nagrody – te wynoszą od 3 do 8 tys. brutto. Jednak, jak wynika z relacji ochroniarzy, robią oni za „służących, spełniając prywatne zachcianki prezesa i jego żony”. „Każdy zarabia duże pieniądze, do pewnego czasu daje się to znieść, ale na dłuższą metę człowiek w takiej pracy traci do siebie szacunek” – mówi jeden z ochroniarzy.
Z obszernego tekstu Kacpra Sulowskiego dowiadujemy się, co dokładnie musieli robić ochroniarze Kurskich, którzy zdecydowali się na rozmowę z dziennikarze „GW”. Jacek Kurski miał prosić m.in. o kupienie kilograma czekoladek czy kanapek dla swojej żony i zawiezienie ich służbowym autem TVP przez ochroniarza do domu Kurskich. To 20 km w jedną stronę, w godzinach szczytu prawie godzina jazdy.
„Joanna Kurska nie używa pralki” – opowiada dalej jeden z ochroniarzy, który przedstawił się jako Jacek. „Raz, czasem dwa razy w tygodniu zostawia nam wór lub dwa worki brudnych ubrań” – dodaje.
To jednak nie wszystko. „Relacje pracowników potwierdzają, że Kurski wykorzystuje opłacanych z publicznych pieniędzy ochroniarzy także do celów politycznych” – czytamy w „GW”.
„Podczas kampanii przed wyborami prezydenckimi „Małpa” (Mirosław Orzoł – były funkcjonariusz GROM, który werbuje ludzi do ochrony Kurskiego – red.) miał za zadanie jeździć za Rafałem Trzaskowskim. Z tego, co wiem, miał dowiedzieć się, jaką ochronę ma kandydat PO na prezydenta. Nie wiem, czy była to jednorazowa akcja, czy śledzenie się powtarzało” – mówi „GW” Paweł.
W 2020 r. z kolei pracownik ochrony miał jechać służbowym autem na ul. Czerską i czekać na dziennikarkę Agnieszkę Kublik przed redakcją „Wyborczej”. Miał zrobić jej zdjęcie. Chodziło o sprawę, którą TVP wytoczyła Agorze i Agnieszce Kublik o naruszenie dóbr osobistych. — Dziennikarka wcześniej przedstawiła w sądzie zaświadczenie o urlopie, a Kurski uważał, że jest fałszywe i że tego dnia na pewno przyjdzie do pracy. Zdjęcie miało być tego dowodem – opowiada gazecie Jacek.
Finalnie prezes TVP dostaje ochronę Służby Ochrony Państwa, ale to ochroniarze zatrudnieni przez TVP wciąż realizują osobiste polecenia prezesa i jego żony – ocenia „GW” i publikuje kolejną listę produktów, które pracownik TVP „musiał kupić i zawieźć Joannie Kurskiej: Woda San Pellegrino lub Perrier -12 butelek, płyn do naczyń Biały Jeleń, ręczniki papierowe duże, parówki Morlinki, tosty pszenne, worki czarne, lody Haagen Dazs – 10 opakowań, nitki dentystyczne”.
Dziennikarz „GW” wysłał listę pytań do biura prasowego TVP. Tego samego dnia autor artykułu dostał wiadomość od byłego pracownika TVP, który w tekście występuje jako Paweł. „Wycofuję zgodę na publikację rozmowy i wszelkich informacji ode mnie. Spreparowałem je pod wpływem błędu i emocji, gdyż chciałem zemścić się na swoim byłym przełożonym z TVP, a Pan Redaktor Kacper Sulowski chciał mi to umożliwić za pomocą publikacji w Gazecie Wyborczej. Informacje te są nieprawdziwe. Żądam wstrzymania publikacji”. Kwadrans później wiadomość o tej samej treści wysłał drugi pracownik, który w tekście występuje jako Jacek.
Przed godz. 17, jak czytamy dalej, „GW” dostała wiadomość z biura prasowego telewizji. „TVP otrzymała oświadczenie Pana (tu pada nazwisko naszego informatora, którego nie ujawniamy podczas publikacji, ani nie ujawnialiśmy w korespondencji z TVP), przesłane przez niego również do »Gazety Wyborczej«, które w zasadzie wyjaśnia wszystkie wątpliwości i jest potwierdzeniem, że otrzymane pytania i planowana publikacja są elementem prowokacji przeciwko TVP”.