„Nic się tam szczególnego nie stało, co jest dobrą informacją. To znaczy, że szaleństwo, które obserwowaliśmy w Parlamencie Europejskim, te gorszące wystąpienia nie przeniosły się do Rady” – podsumował ostatni szczyt UE Ryszard Legutko.
Eurodeputowany z ramienia Prawa i Sprawiedliwości udzielił wywiadu portalowi wPolityce.pl. Został w nim zapytany o najważniejsze wydarzenia związane z Unią Europejską ostatnich dni.
Legutko został zapytany o problemy, jakie dostrzega w obecnych strukturach wspólnoty. „Nie ma odpowiedzialności, nie ma wyraźnego podziału władz, nie ma żadnej kontroli, nie ma równowagi (check balance). Instytucje, które nie mają charakteru, żadnej legitymacji demokratycznej praktycznie nie mogą być rozliczane, jak Komisja. Stąd pojawiają się te nieprawdopodobne zachowania – jakiś komisarz, który jest urzędnikiem tam wsadzonym, zaczyna grozić demokratycznie wybranym rządom suwerennych państw. To jest po prostu niebywałe!” – powiedział.
„Albo nawet ten Parlament, który w ogóle jest poronioną instytucją i ona powinna być zlikwidowana – tu też jest zero odpowiedzialności. W PE mamy mniej więcej 700 posłów, wypowiadają się na tematy polskie i tylko ok. 50 ma tę legitymację demokratyczną, a reszta – 650 – w ogóle nie odpowiada przed polskimi wyborcami. Oni mogą zrobić wszystko, bo kto ich będzie z tego rozliczał. Nikt ich nie będzie z tego rozliczał – wyborcom w ich krajach jest to raczej obojętne, co oni zrobią w sprawie Polski.” – dodał.
Europoseł zapytany został również o Ursulę Von der Leyen – obecną przewodniczącą Komisji Europejskiej. „To jest jeden z problemów UE, że to są ciała niemające żadnej odpowiedzialności, tego, co po angielsku nazywa się „accountability”. Tego po prostu nie ma. Taki Jean-Claude Juncker, gdyby był premierem rządu, to by już kilkakrotnie wylatywał ze swojego stanowiska, a tak uśmiechnięty przetrwał do końca kadencji i wszyscy mu dziękowali, chociaż był odpowiedzialny za brexit. Komu to przeszkadza?” – skomentował Legutko.