Nigdy dość powtarzania, że gdyby nie Lewica, wszelka unijna blokada środków z Krajowego Planu Odbudowy nie miałaby miejsca. I nie byłoby żadnych, nawet najmniejszych, sukcesów w bitwie o praworządność. To nie Unia Europejska blokowałaby PiS, to PiS blokowałby Unię Europejską brakiem ratyfikacji. I aż strach pomyśleć, co by się stało i czym szantażowałby UE Kaczyński z Ziobro.
Nie zmienia to jednak wrażenia, że im dłużej na to wszystko się patrzy z boku, tym większe się ma wrażenie, że w sprawie Krajowego Planu Odbudowy, dziś już niemal wszyscy chcą grać w durnia. W durnia gra oczywiście PiS, bo żadnych reform i żadnej współpracy z UE nie chce. A UE po prostu coraz bardziej nienawidzi. W durnia gra też większość opozycji. Teoretycznie chcą jak najszybciej tych pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy, bo przecież tak bardzo czekają na to Polacy, prawda? W praktyce jednak opozycja prawicowa i liberalna, bo o niej tu mowa, chcą, aby te pieniądze otrzymała Polska jak najpóźniej. Najlepiej po wyborach. Fakt, że przez to, ileś osób będzie miało gorzej, nie jest przedmiotem ich troski. Głównym i właściwie jedynym przedmiotem zaniepokojenia jest ewentualna wygrana PiS w wyborach, dzięki KPO. Wreszcie w durnia gra także UE, która ustami swoich przedstawicieli czasami wręcz nie udaje, że dawanie pieniędzy jest przedmiotem swoistego szantażu. I nawet jeśli Zjednoczona Prawica się na ów szantaż się zgodziła, przedstawiając to jako zwycięstwo, to ma się wrażenie, że jakoś Unii nawet nie chodzi o pozory. A o pokazówkę i pomoc demokratycznej opozycji.
Skoro więc w sprawie KPO wszyscy więc grają w durnia, pozostaje pytanie: kto w tej grze wygrywa? Czy wygrywa UE? Cóż, to zależy, jak rozumiemy jej przyszłość? Jeśli UE ma być coraz bardziej decyzyjna, a nawet coraz bardziej sfederalizowana, to przymuszanie do praworządności w zmian za pieniądze, jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Z krajami członkowskimi trzeba rozmawiać metodą kija i marchewki. Z drugiej strony odejście od elastycznej polityki konsensu sprawia, że część polityków będzie chciała odejść z UE, zwłaszcza gdy ich kraje staną się płatnikami netto. Polska będzie pewnie wówczas w pierwszym szeregu do wyjścia.
Czy w grę w durnia wygrywa Kaczyński i Ziobro? Cóż, kolejne proponowane ustępstwa przez tego pierwszego pokazują, że jednak nie. Tym razem musiał zrezygnować z reformy sądowej i oddać sądownictwo dyscyplinarne sędziów w ręce, wciąż nie odbitego, Najwyższego Sądu Administracyjnego. Stąd pomysł pułapki dla opozycji i przerzucenia na nią ciężaru decyzji wobec sprzeciwu Ziobry. Jasne, jak rząd nie potrafi mieć większości, to niech ustąpi. Tyle że opozycja rozpaczająca nad brakiem środków i głosująca przeciwko nowelizacji w imię niekonstytucyjności, to jest prosta droga do politycznej katastrofy.
Dlatego, aby wygrać grę w durnia z Kaczyńskim, niemal cała opozycja się wstrzymała. Niemal cała, bo Hołownia i szóstka z Lewicy się wyłamali i byli przeciw. Wbrew histerii części komentatorów, to sprytny ruch. Po pierwsze Hołownia może zaspokoić tych, którzy są całkowicie i zawsze przeciwko PIS. Po drugie, znakomita większość opozycji nie wpada w pułapkę bycia przeciwko środkom dla Polski. Co najważniejsze, ustawa teraz trafia do opozycyjnego Senatu i ten może dać stosowne poprawki.
Ich odrzucenie przez PiS będzie wymagało bezwzględnej większości głosów. A to oznacza, że PiS będzie musiał liczyć na głosy Ziobrystów, którzy przecież są w ogóle przeciwko tej ustawie. I nawet jeśli poprą coś, z czym się nie zgadzają i w ten sposób opozycja z PiSem ograją Ziobrę, to przecież nie oznacza to, że pieniądze zostaną od razu wypłacone. Kamieni milowych jest jeszcze wiele i wypłata środków może być dokonana przypadkowo po wyborach. W końcu UE też gra z PiSem w durnia, prawda?
Tekst pierwotnie ukazał się na witrynie trybuna.info