„Dołożę wszelkich starań, by PiS i jego ideolodzy nie mieli ze mnie żadnego pożytku przy swoich brudnych, orwellowskich zabawach z historią” – pisze w liście do premiera Mateusza Morawieckiego historyk, dr Michał Siermiński. Gazeta Wyborcza publikuje jego list otwarty.
„Panie Premierze, piszę w związku z tym, że przyznał mi Pan Nagrodę Prezesa Rady Ministrów za rozprawę doktorską. Mówiąc szczerze, zastanawiam się, dlaczego to wyróżnienie na mnie spadło. W moim doktoracie mowa o klasie robotniczej, cytuję Marksa, Luksemburg, Trockiego, uporczywie powracam do kwestii polskiego antysemityzmu, o której, jak wiadomo, nie powinno się nawet myśleć. Czy przed zatwierdzeniem listy tegorocznych laureatów, zaproponowanej przez zespół 20 profesorów-ekspertów, ktoś sprawdził ideologiczną poprawność mojej rozprawy? Na pewno ma Pan od tego ludzi. Możliwe, że tym razem po prostu nie wykazali się dostateczną czujnością. Jeśli tak, nic mi do tego” – czytamy w liście opublikowanym w „Wyborczej”.
„(…)Powinien Pan wiedzieć, że dołożę wszelkich starań, by PiS i jego ideolodzy nie mieli ze mnie żadnego pożytku przy swoich brudnych, orwellowskich zabawach z historią” – ujawnia gazeta.
„Niedawno minął rok, od kiedy uprzednio podporządkowany PiS-owi Trybunał Konstytucyjny orzekł, że aborcja w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodna z Konstytucją RP. Obydwaj wiemy, że ten wyrok, który rzekomo „nie mógł być inny” (to Pana słowa), zapadł na polityczne zamówienie rządzącej koalicji. Jarosław Kaczyński już kilka lat temu zapowiadał, że jego formacja będzie walczyć o to, „by nawet przypadki ciąż bardzo trudnych, kiedy dziecko jest skazane na śmierć, mocno zdeformowane, kończyły się jednak porodem, by to dziecko mogło być ochrzczone, pochowane, miało imię”. Cel został osiągnięty. Tym samym dopełnił się proces zainicjowany na początku lat 90. pod presją Kościoła katolickiego i fundamentalistycznej postsolidarnościowej prawicy. Polki – i szerzej: wszystkie osoby z macicami w Polsce – niemal całkowicie straciły dostęp do legalnej aborcji” – podaje „GW”.
„Piszę ten list i myślę: co sprawia, że Pana partia – mimo piekła kobiet, mimo katastrofalnego w skutkach igrania z pandemią, mimo łamania praworządności, mimo rażącej nieudolności i kompromitujących afer – trwa przy władzy? Grupuję czynniki: relatywnie postępowe, choć daleko niewystarczające i źle ukierunkowane działania w niektórych obszarach polityki społecznej; potiomkinowska troska o „zwykłego człowieka”; beznadziejna indolencja opozycji; korupcja polityczna; prymitywna propaganda, wsparcie Kościoła katolickiego… I tak dochodzę do Waszej specjalności: polityki nienawiści. Określam w ten sposób intencjonalne rozpalanie czysto destruktywnej wrogości, granie na najniższych instynktach ludzi, na ich strachu i uprzedzeniach dla osiągnięcia doraźnych korzyści. Przyznaję: bardzo boję się skuteczności tej polityki i jej długofalowych efektów” – publikuje „Wyborcza”.
„Mimo tych wątpliwości, zdecydowałem się przyjąć nagrodę. Przyjmuję ją jednak tylko po to, by natychmiast przekazać wszystkie otrzymane od Pana pieniądze, 25 920 zł, inicjatywie Aborcja bez Granic” – informuje.
„Taka refleksja historyka idei: posługując się nienawiścią jako technologią władzy, powielacie najgorsze wzorce obecne w historii tego kraju: po te same metody sięgała wcześniej endecja, żerujące na jej tradycji rozmaite skrajnie prawicowe, nacjonalistyczne sitwy i frakcje w PZPR, a także niektóre nurty postsolidarnościowe” – czytamy dalej.
„Wie Pan, że w Polsce jest kilkaset tysięcy nastolatków LGBT+? Naprawdę ciekawi mnie, czy poświęcił Pan kiedyś choć chwilę, by zastanowić się nad tym, co ich spotyka; nad codzienną samotnością i codziennymi upokorzeniami; nad skutkami nienawistnych słów, które nieustannie sączą się z ust kościelnych hierarchów, polityków PiS-u (w tym Pana) czy z telewizji „publicznej”, dawno już zamienionej w tubę propagandową rządu. Badania pokazują, że w latach 2019-2020 zdecydowana większość polskiej młodzieży LGBT+ doświadczyła różnych form przemocy. 94% miało objawy depresji. 74% myślało o odebraniu sobie życia. Rozumie Pan? 74% z kilkuset tysięcy. Te dane są jeszcze gorsze niż wyniki analogicznych badań z lat 2015-2016. Nie dziwi mnie to. Wówczas nie istniały tzw. strefy wolne od ideologii LGBT, teraz pokrywające znaczne połacie kraju, po ulicach miast nie jeździły pogromowe szczekaczki, a ministrem edukacji i nauki nie był człowiek, który wsławił się opinią, że 'ci ludzie nie są równi ludziom normalnym'” – pisze dalej.
„Pas przygraniczny objęty został stanem wyjątkowym, niedawno przemienionym w stan parawyjątkowy. W ten sposób polskie władze intencjonalnie tworzą barierę informacyjną. Na szczęście nie całkiem szczelną. Wszyscy ci, którzy tylko chcą, wiedzą o wielomiesięcznej tragedii rozgrywającej się 150 km od rogatek Warszawy. Wiedzą o katastrofie humanitarnej i łamaniu praw człowieka przez aparat państwa. Wiedzą o utrudnianiu czy uniemożliwianiu pracy wolontariuszom i medykom. Wiedzą o przeciąganiu martwych ciał na stronę białoruską. Wiedzą i nigdy nie zapomną o Waszej zbrodni” – czytamy w „GW”.
„W lasach przy granicy z Białorusią polska straż graniczna nigdy nie tropiła terrorystów, zoofilów i ludzi, w których organizmach kryją się groźne dla Europejczyków choroby, pasożyty i pierwotniaki. Nie tropiła islamskich najeźdźców. Od miesięcy poluje na osoby uchodźcze – odwodnione i głodne; wychłodzone, często wycieńczone tygodniami spędzonymi w lesie; zdarza się, że poranione i chore. Wyłapuje je, by odmówić ochrony międzynarodowej i przepchnąć na drugą stronę granicy (od jakiegoś czasu, dzięki „ustawie wywózkowej”, już „legalnie”). Wiele spośród tych osób już zmarło. Od tych, które wciąż żyją, a także od pomagających im aktywistów, docierają do nas relacje o metodach działania polskich pograniczników: o ich agresji; o biciu, stosowaniu gazu pieprzowego, straszeniu bronią, strzelaniu z plastikowych czy gumowych kul, szczuciu psami (czy puszczaniu ich szczekania z głośników); o zabieraniu telefonów, a nawet jedzenia i picia; o rozdzielaniu rodzin; o wsadzaniu ludzi do rzeki; o przerzucaniu nieprzytomnych mężczyzn i ciężarnych kobiet przez prowizoryczny płot 'jak worek ze śmieciami'” – publikuje gazeta.
„Tak: polskie władze właściwie nie robią nic wyjątkowego. W ostatnich latach rządy kilku innych państw, a także unijna agencja ds. granic „Frontex”, sięgały po podobne metody na wielu innych obrzeżach twierdzy Europa. Od 2014 roku tylko na Morzu Śródziemnym zaginął ślad po 23 tysiącach osób. Nie: nie sprawia to, że Pan i Pana polityczni akolici mogą czuć się choć odrobinę lepszymi ludźmi” –
„Na koniec zawiadamiam, że nie skorzystam z zaproszenia i nie pojawię się na uroczystej gali, by osobiście odebrać od Pana nagrodę. Nie uścisnę Pańskiej zbroczonej krwią dłoni. Parafrazując poetkę (KOR-owską, a jakże!): z tego wszystkiego, z takich świństw, nie otrząśnie się Pan jak z wody” – podsumowuje w liście.
Cała treść listu znajduje się na stronie Gazety Wyborczej.