W weekend media obiegła historia 30-letniej kobiety, która trafiła do pszczyńskiego szpitala w 22. tygodniu ciąży, kiedy odeszły jej wody płodowe. U płodu już wcześniej stwierdzono wady rozwojowe. Kobieta zmarła w wyniku wstrząsu septycznego. Rodzina zmarłej stoi na stanowisku, że lekarze zbyt długo zwlekali z zakończeniem ciąży, co przyczyniło się do zgonu.
Kaja Godek także zabrała głos w dyskusji i na swoim profilu na Facebooku opublikowała post, w którym napisała między innymi, że winę za śmierć kobiety ponoszą środowiska feministyczne. Zaznaczyła także, że prawo antyaborcyjne, które uniemożliwia dokonanie aborcji w przypadku wad płodu, nie miało tu żadnego znaczenia.
Jeśli ktokolwiek usprawiedliwiał brak ratowania życia pacjentki delegalizacją aborcji eugenicznej, to winne są środowiska feministyczne, bo to one kolportują kłamstwo, jakoby wyrok TK nie pozwalał na ratowanie życia matki
– napisała Kaja Godek na Facebooku.
„Może faktycznie w szpitalu ktoś w to uwierzył i odstąpił od niezbędnych działań? Jeśli tak było, to w takiej sytuacji to feministki mają na rękach krew tej kobiety. To ich wina, że medialna manipulacja stała się podstawą do zaniechania działania przez medyków”
– dodała aktywistka.
Godek zaznaczyła także w swoim wpisie, że z komunikatu rodziny wynika, że śmierć 30-latki jest obecnie badana w związku z popełnieniem błędu medycznego. – W rzeczywistości nikt nigdy nie zdjął z lekarzy obowiązku ratowania do końca obojga pacjentów. Ciężarna i jej poczęte dziecko to dwie osoby, które należy otoczyć opieką. Jeśli nie udaje się uratować obojga, ratuje się przynajmniej jedno z nich – w praktyce najczęściej matkę, bo w większości przypadków nie da się uratować dziecka zamiast matki, gdyż ta jest w czasie ciąży gwarantem jego przeżycia – napisała.