13 grudnia przypada 40. rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Były prezydent Bronisław Komorowski, który w tamtym okresie był internowany, powiedział w rozmowie z „Super Expressem”, że „takich rzeczy się nie zapomina”.
„Był wieczór 12 grudnia, kilka kwadransów przed dwunastą. Kiedy po mnie przyszli, byłem w wannie. Zjawił się oficer SB i dwóch policjantów z łomem, którego na szczęście nie trzeba było używać” – wspomina Bronisław Komorowski.
„W związku z tym, że byłem regularnie aresztowany, szybko z żoną przyszykowaliśmy więzienną wyprawkę: ciepły sweter, szczotka do zębów, pasta, mydło, słoik domowego smalcu i zmiana bielizny. Dowiedziałem się, że byłem nie aresztowany, tylko internowany” – dodał Komorowski.
Zdaniem byłego prezydenta stan wojenny rozbił główne struktury „Solidarnośći”, a jej pozostałości „raczej płynęły ze zmianami, niż jakiekolwiek zmiany inicjowały”. „Patrząc z przełomu lat 81-82, to szybko się okazało, że na zasadniczą i szybką zmianę sytuacji w Polsce nie można liczyć. „Solidarność” która strajkowała, walczyła, słabła z każdym dniem. Tak samo spadły morale społeczeństwa. i tu stan wojenny przysłużył się władzom PRL. Jednak skorumpowany system nie wytrzymał i po ośmiu latach się zawalił” – powiedział Komorowski.
Pytany, jak powinniśmy upamiętniać 13 grudnia, Komorowski odparł, że „przede wszystkim zgodnie z prawdą”. „Nie można udawać, że „Solidarność” wygrała i że to był jeden ciąg sukcesów od sierpnia 1980 r. do 4 czerwca 1989 r. Był ten okres kompletnego rozbicia związku i załamania postaw społecznych. Nasza wielkość polegała na tym, że potrafiliśmy doczekać korzystnej sytuacji, kiedy już wystawiliśmy władzy rachunek” – podsumował.