Paweł Kania, były już ksiądz odsiadujący karę siedmiu lat więzienia za gwałt na nieletnim i molestowanie ministrantów, wychodzi dziś, 22 września, z więzienia. Bo sąd nie zdążył rozpatrzyć prawomocnie wniosku o jego umieszczenie w Krajowym Ośrodku Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie.
Sprawa Pawła Kani, wykluczonego ze stanu duchownego dopiero po skazaniu przez sąd i kiedy siedział już w więzieniu, to jeden z najgłośniejszych i najlepiej opisanych przypadków pedofilii w Kościele.
Był jednym z bohaterów głośnych filmów braci Sekielskich. Bo choć kościelni hierarchowie doskonale wiedzieli o jego skłonnościach i kolejnych krzywdzonych dzieciach, zamiast powiadomić o nich organy ścigania, przenosili duchownego z parafii do parafii.
Za to Watykan ukarał tuż przed śmiercią kardynała Henryka Gulbinowicza, a także byłego już arcybiskupa wrocławskiego Mariana Gołębiewskiego oraz biskupów: kaliskiego Henryka Janiaka i bydgoskiego Jana Tyrawę.
Duchownym był od 1996 r. Pełnił posługę m.in. w parafiach we Wrocławiu, Bydgoszczy i Miliczu. Był wikariuszem, katechetą i opiekunem ministrantów. Wszędzie tam dopuszczał się zachowań, na które ofiary skarżyły się kuriom we Wrocławiu i Bydgoszczy. Zawsze bezskutecznie.
Po raz pierwszy został zatrzymany już w 2005 roku, ale niczego go to nie nauczyło. W filmie braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu” przedstawiony jest przypadek byłego już księdza Pawła Kani, który za gwałty i pedofilię usłyszał wyrok siedmiu lat więzienia. Wcześniej jednak długo „wymykał się” wymiarowi sprawiedliwości.
O księdzu Kani było wielokrotnie głośno i to w całej Polsce. Mężczyzna jeszcze jako ksiądz pracował w parafiach we Wrocławiu, Miliczu, Oławie i Bydgoszczy. Co ważne, był katechetą i opiekunem ministrantów. W filmie braci Sekielskich po raz kolejny przypomniano o jego skłonnościach. Co o nim wiemy? Głównie to, czego nie można pochwalić. Paweł Kania po raz pierwszy został zatrzymany właśnie w 2005 roku, kiedy był wikariuszem we wrocławskiej parafii św. Ducha. Właśnie tam pod sklepem proponował trzem chłopcom po sto złotych za usługi seksualne. W jego parafii w domowym komputerze policja znalazła pornografię dziecięcą i zatrzymała go na 48 godzin. Wtedy jednak poręczyli za niego arcybiskup Marian Gołębiewski (później się z tego wycofał) oraz arcybiskup wrocławski Henryk Gulbinowicz. Z jednej parafii do drugiej
I co? Kania trafił do Bydgoszczy, choć kościelni hierarchowie wiedzieli o jego pedofilskich skłonnościach. Zauważano to w raporcie fundacji „Nie Lękajcie Się”, który przekazano papieżowi Franciszkowi. W Bydgoszczy Kania dalej miał kontakt z dziećmi. Lubił chodzić z podopiecznymi do kina i gładzić ich po kolanach – to informacja z listu jednej z ofiar, który ujawniono w filmie braci Sekielskich.
W trakcie śledztwa wyszło na jaw, że ksiądz nie tylko posiadał dziecięcą pornografię, ale także utrzymywał intymne relacje z co najmniej trzema nieletnimi chłopcami. Otaczał ich opieką, fundował drogie prezenty im i ich rodzicom. Chłopców zabierał na wycieczki.
Tam molestował i odbywał stosunki oralne. Ale karany był już wcześniej – za posiadanie dziecięcej pornografii. Choć zarzuty były poważniejsze, sądowi nie udało się udowodnić, że w 2005 r. nagabywał we Wrocławiu nieletnich do poddania się innym czynnościom seksualnym w zamian za pieniądze. Wówczas usłyszał więc jedynie karę roku więzienia w zawieszeniu na pięć. W 2015 r. było to siedem lat (prokuratura wnioskowała o dziewięć) bezwzględnego więzienia. Kania miał się również poddać obowiązkowej terapii, której, jak wynika z nieoficjalnych informacji „Wyborczej”, nigdy się nie poddał.
O umieszczenie byłego księdza w Krajowym Ośrodku Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym wnioskowała również prokuratura, zaopatrzona w opinie biegłych psychiatrów, psychologa i seksuologa o tym, że na wolności mężczyzna może stanowić zagrożenie i istnieje wysokie prawdopodobieństwo popełnienia przez niego „czynu zabronionego z użyciem przemocy seksualnej”.
I choć trzyosobowy skład sędziowski w pierwszej instancji w dużej mierze podzielił ich obawy i uznał Kanię za osobę stwarzającą zagrożenie dla innych – to 7 września uznał, że nie ma konieczności skierowania go do ośrodka w Gostyninie.
Skazany będzie jednak objęty nadzorem policji, którą będzie zobowiązany informować o miejscu zamieszkania, zatrudnienia, terminach i miejscach swoich wyjazdów. Jego DNA, odciski linii papilarnych i zdjęcia mają też trafić do policyjnej bazy danych. Sąd skierował również byłego księdza na przymusową terapię dla przestępców seksualnych oraz terapię mieszanych zaburzeń osobowości, które ma odbyć w Centrum Psychiatrii Środowiskowej w Zabrzu. Odbywać ją będzie jednak w warunkach wolnościowych. Bo już w środę po południu osadzony opuści mury więzienia.
Paweł Kania wychodzi na wolność na podstawie wciąż nieprawomocnego orzeczenia. Bo choć od jego wydania przez sąd pierwszej instancji minęły trzy tygodnie, to do dziś nie powstało pisemne uzasadnienie. Wnioskowała o nie prokuratura, która nie zgadza się z decyzją sądu i o umieszczenie Pawła Kani w ośrodku w Gostyninie chce zabiegać w sądzie apelacyjnym.