Kolejne czytanie Tarczy 4.0 w komisjach i powracający temat braku zabezpieczenia kryzysowego dla osób zatrudnianych na umowy cywilno-prawne. – Obecne rozwiązanie nie działa, bo zatrudniający się boją – argumentował w Sejmie Adrian Zandberg.
Gospodarka jest sukcesywnie odmrażana, ale wiele raportów alarmuje, że w ostatnich dwóch miesiącach pracę straciło kilkaset tysięcy osób więcej niż podają oficjalne statystyki urzędów pracy. Rozwiązanie umów z dnia na dzień dotknęło głównie zatrudnionych na umowy „śmieciowe”. Oni nie rejestrują się, jako bezrobotni, ponieważ i tak nie mogą liczyć na zasiłek.
Rządowe tarcze antykryzysowe przewidziały dla takich osób świadczenie postojowe, ale uzależniły jego przyznanie od tego, że to właśnie zatrudniający musi złożyć stosowne wnioski.
„Dziś pracownik, ktory pracował na śmieciówce, powinien złożyć wniosek o postojowe za pośrednictwem zleceniodawcy. A ten zgłasza, albo i nie zgłasza. Pracodawcy ich nie zgłaszają, bo obawiają się, że wyjdzie na jaw, że łamią prawo pracy”
– argumentował dzisiaj podczas posiedzenia sejmowej Komisji finansów publicznych Adrian Zandberg z klubu Lewicy.
Osoba zwolniona ze śmieciówki mogła w tej sytuacji jedynie dochodzić swoich praw w sądzie.
„Nie można oczekiwać od pracowników zatrudnionych na śmieciówkach, którzy teraz zostali bez środków do życia i już mają wiele na głowie, żeby jeszcze musieli walczyć o swoje prawa w sądzie”
– mówił Zandberg.
Lewica proponuje, aby przepisy umożliwiały osobom zwolnionym z umowy cywilno-prawnej złożenie samodzielnych wniosków do ZUS, bo to w końcu te osoby są w tej sytuacji podmiotem prawa.
„Proponujemy, żeby ci pracownicy mogli sami występować o świadczenie postojowe. Nie będzie to duże obciążenie dla państwa – będzie to natomiast realna pomoc dla nich”
– ocenia jeden z liderów partii Razem i klubu Lewicy.
Swoją opinią o obecnych przepisach podzielił się też na Twitterze.
Przed pandemią statystyki mówiły o tym, że aż 2,5 miliona Polek i Polaków zatrudnionych jest na umowach cywilno-prawnych.