„Wiceminister sportu Łukasz Mejza w kuriozalnym wystąpieniu dał dziś jasno do zrozumienia prezesowi PiS, że jego dymisja może oznaczać upadek rządu. Niektórzy politycy obozu władzy w nieoficjalnych rozmowach sugerują, że 30-latek ma materiały obciążające niektórych polityków partii rządzącej” – informuje Onet.pl.
„Mamy do czynienia przez ostatnie dni z największym atakiem politycznym po 1989 roku. Atakiem na Zjednoczoną Prawicę i atakiem na większość rządową. Atakiem bezpardonowym i bez precedensu. Atakiem, w którym przekroczono wszystkie możliwe granice, aby obalić rząd. Atakiem, w którym manipulując faktami, do walki politycznej wykorzystuje się chore, niewinne osoby i ich rodziny. Atak ten jest wymierzony we mnie, ale jego celem jest obalenie większości rządowej” – przekonywał Mejza.
Mejza precyzował, że „atak” ma doprowadzić do zrzeczenia się przez niego mandatu, co będzie skutkowało wejściem do Sejmu posła opozycji.
„Oczywiście kluczowe znaczenie w tej historii ma arytmetyka. Dziś klub Prawa i Sprawiedliwości liczy 228 posłów” – zauważa portal.
„Większość obozowi władzy daje trzech posłów Pawła Kukiza i dwójka niezrzeszonych: Zbigniew Ajchler i właśnie Łukasz Mejza. Utrata choćby jednego z tych ludzi może oznaczać poważne turbulencje i niepewność w trakcie najważniejszych głosowań” – dodaje Onet.
Część rozmówców Onetu po stronie opozycyjnej jest przekonana, że służby przeprowadzą „pokazówkę”, w której oprócz Mejzy zostanie uderzona właśnie opozycja.
„Jest jeszcze jedna teoria, o której coraz częściej mówi się w samym PiS. Według niej wiceminister sportu może mieć swoistą polisę ubezpieczeniową w postaci materiałów kompromitujących niektórych ważnych polityków obozu władzy” – podaje Onet.
„Wiedział, po co wchodzi do rządu, znał swoją przeszłość i zdawał sobie sprawę, że mogą być kłopoty. Miesiącami spotykał się z ludźmi Bielana i niektórymi od nas. Kto wie, czy nie zbierał haków” – mówi doświadczony polityk PiS.