Poseł Janusz Kowalski dał się poznać jako jedna z najbardziej radykalnych osób w jednej z najbardziej radykalnych partii w polskim parlamencie — Solidarnej Polsce Zbigniewa Ziobry. To właśnie on pisał na Twitterze „weto albo śmierć”, gdy Polska rozważała zawetowanie unijnego budżetu, z którego środki miałyby być wypłacane w powiązaniu z praworządnością państw członkowskich. Teraz, poseł Kowalski wziął na tapet temat niemieckich nazw miejscowości obecnych w przestrzeni publicznej m.in. na Opolszczyźnie.
„Tu jest Polska! (…) To bardzo niebezpieczny precedens – niezgodny z polskim prawem” — tak pisał Kowalski na swoim twitterowym profilu na temat niemieckich nazw miejscowości na stacjach PKP. Według wiceministra, w przypadku stacji kolejowych nie jest zgodne z prawem stosowanie przepisów dających prawo do dwujęzycznych nazw miejscowości zamieszkiwanych przez skupiska mniejszości narodowych, gdyż nazwa stacji nie jest tożsama z nazwą miejscowości.
W ocenie posła Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry, umieszczenie nazw niemieckich wraz z polskimi na dworcach kolejowych w województwie opolskim jest niezgodne z polskim prawem, a „stan faktyczny wywołuje liczne wyrazy niezadowolenia mieszkańców oraz prowadzi do dezorientacji podróżnych”.
Kowalski powołuje się na stanowisko Prezesa Urzędu Transportu Kolejowego z 27 czerwca 2014 r., w którym napisano: „Prezes Urzędu Transportu Kolejowego przeprowadził analizę przepisów regulujących kwestię używania dodatkowych tradycyjnych nazw w języku mniejszości. W oparciu o wyniki analizy, Prezes UTK uznał wstępnie, że nie widzi podstaw prawnych dla ustalania nazw stacji i przystanków kolejowych w języku mniejszości”.
„Do dzisiaj stan faktyczny pozostaje bez zmian, rodząc niebezpieczny precedens dodawania nazw stacji kolejowych w języku mniejszości np. Warschau Innenstadt czy Oppeln Western„ – argumentuje Kowalski.
Z jego stanowiskiem nie zgadza się Rafał Bartek, szef mniejszości niemieckiej na Opolszczyźnie.
„Poseł i Minister w jednej osobie podjął temat tablic dwujęzycznych na stacjach kolejowych w Chrząstowicach i Dębskiej Kuźni. Argumentacja Pana Ministra wbrew pozorom nie jest niczym nowym. Te same argumenty pojawiły się już w korespondencji pomiędzy PKP a ówczesnym Ministerstwem Administracji i Cyfryzacji w maju 2014 r. Ostatecznie PKP uznało argumentację Ministerstwa i tablice 11.12.2015 r. wróciły na stacje” – pisze Bartek.
Dodaje on również, że PKP już uregulowało kwestię prawnie. „Zapis mówi wprost: „9. nazw stacji/ przystanków osobowych nie tłumaczymy na języki obce, z wyjątkiem nazw lokalizacji na terenach zamieszkałych przez ustawowo uznane mniejszości narodowe (białoruską, litewską, niemiecką, ukraińską) i etniczne…” – przywołuje Bartek.
W jego ocenie, jeżeli usunięcie nazw niemieckich z dworców kolejowych w Dębskiej Kuźni i Chrząstowicach dojdzie do skutku, to dojdzie do tego z powodów politycznych, a nie ze względu na uregulowania prawne.