Synowie byłej wicepremier jeździli na stoku narciarskim, pomimo że nie są zawodowymi sportowcami. Licencje synów Emilewicz pojawiły się w wykazie Polskiego Związku Narciarskiego dopiero, gdy dziennikarz o nie zapytał – podaje tvn24.pl. Była minister rozwoju przekonuje, że wcale nie złamała obostrzeń i zapewnia, że jej dzieci miały potrzebne dokumenty.
Sytuacja miała miejsce w tatrzańskiej miejscowości Suche pod Poroninem ,5 stycznia na stoku „U Jędrola”. Około godziny 8 rano na stoku pojawiła się Jadwiga Emilewicz wraz z mężem i trojgiem dzieci. Chłopcy byli wpisani na listę zawodników jednej ze szkółek narciarskich, która leżała na ladzie w przystokowym barze. Nazwiska 36 dzieci były wydrukowane, ale do listy odręcznie dopisano dwa nazwiska, w tym Jadwigi Emilewicz.
Zgodnie z rządowym rozporządzeniem, obecnie ze stoków narciarskich korzystać mogą jedynie zawodowi sportowcy. Oznacza to, że legalnie szusować na nartach mogą jedynie osoby z ważną licencją wystawioną przez Polski Związek Narciarski.
Z artykułu tvn24.pl wynika, że dziennikarz tego portalu 4 i 5 stycznia kilkukrotnie sprawdzał, czy w internetowym rejestrze osób z taką licencją znajdują się synowie byłej wicepremier. Twierdzi on, że po wpisaniu nazwiska Emilewicz, nie wyświetlał się żaden wynik. Nazwiska synów posłanki klubu parlamentarnego PiS miały się tam pojawić dopiero w czwartek 7 stycznia, czyli na kilka dni po kontakcie dziennikarza z posłanką.
Jadwiga Emilewicz w stanowisku, które przesłała redakcji tvn24.pl przekonuje, że nie złamała żadnych obostrzeń. „Uważam, że decyzje rządu są słuszne i w pełni się im podporządkowuję. Żadnym swoim działaniem nie lekceważę apeli rządu, ani tym bardziej rządowych rozporządzeń” – napisała w oświadczeniu.
Posłanka zapewniła również, że jej synowie od lat mieli brać udział w zawodach narciarskich, w wyniku czego mieli licencje. Emilewicz przesłała do redakcji ich numery. Dziennikarz tvn24.pl po wpisaniu ich w rejestr ujrzał wyniki – wszystkie trzy licencje zostały wydane jedna po drugiej i mają trzy kolejne numery.