Weteranka Powstania Warszawskiego, Wanda Traczyk-Stawska, udzieliła wywiadu tygodnikowi „Newsweek Polska”. To pierwsza dłuższa rozmowa z powstanką od czasu incydentu z Robertem Bąkiewiczem.
„Wie pan, ten Bąkiewicz…” – zaczęła Traczyk Stawska. „To mi nie daje spokoju. Jego wsparcie finansowe przez państwo to jest dla mnie nie do wyobrażenia. Że można było dać 3 miliony na takie wypowiedzi, jakich słuchaliśmy na placu Zamkowym? Na zagłuszanie nawet takich osób, jak te, których symbolikę oni noszą?… To jest coś, co w normalnym państwie nigdy by się nie zdarzyło.” – dodała
„Wciąż jestem pod wrażeniem tego, co tam usłyszałam. Ja już chyba w sierpniu, jak była uroczystość wmurowania kamienia węgielnego pod izbę pamięci, mówiłam o tym panu marszałkowi Terleckiemu.” – powiedziała Zbigniewowi Hołdysowi, który przeprowadzał wywiad.
Czy ktoś z kręgów władzy, Duda, Morawiecki czy ktoś inny, kiedykolwiek się z panią spotkał? – zapytał byłą powstankę Zbigniew Hołdys.
„Nigdy. No, ale ja potraktowałam pana prezydenta kiedyś. Kazałam mu czytać swoje przemówienie, a potem powiedziałam: dość! Bo dla mnie to jest człowiek, który powinien chodzić w krótkich majtkach. To nie jest dorosły człowiek. To kukiełka. Robi wszystko, co mu każą. Nie ma własnego zdania. Choć nie jest głupi. No, trochę głupi, ale całkiem nie” – odpowiedziała.
Wanda Traczyk-Stawska została także zapytana o swoją wolę walki.
„Nie zgadzam się, żeby Polska była krajem pełnym kłamstwa, w którym nie dba się o najsłabszych, których się okrada. To wszystko, co oni robią… Kaczyński jest dla mnie kimś nie do strawienia, nie do zaakceptowania przez to, że… Dobra, powiem to: jest kimś, kto według mojego serca wysłał swego brata na śmierć. Ja bym się przy tym samolocie skrzydła przyczepiła, żeby mój brat nie leciał do Smoleńska, w taką pogodę… A jeszcze wziąć dziewięćdziesiąt kilka osób na pokład i kazać lądować…” – podsumowała powstanka.