„Firma Łukasza Mejzy obiecywała leczyć umierających na raka i stwardnienie rozsiane, chorych na Alzheimera, Parkinsona oraz inne nieuleczalne przypadłości. Obecny wiceminister sportu osobiście jeździł i przekonywał rodziców chorych dzieci, że terapia jego firmy je wyleczy. Cena wyjściowa – 80 tys. dolarów. Metoda, którą zachwalał, nie ma medycznego potwierdzenia. Ujawniamy dokumentację biznesu Łukasza Mejzy.„ – pisze Wirtualna Polska.
„Łukasz Mejza ze swoimi współpracownikami chciał zarabiać na zbiórkach i leczeniu ciężko chorych ludzi. Przekonywali, że oferują skuteczną terapię na wiele nieuleczalnych chorób. W oficjalnych, firmowych folderach obiecywali leczenie w Ameryce Północnej, a w Polsce wsparcie medyczne po zabiegu. Chorymi miała zajmować się spółka Vinci NeoClinic. Według KRS wiceminister sportu nadal jest jej prezesem, choć firma zmieniła nazwę i adres.” – podaje WP
„Spółka Mejzy miała się zajmować organizowaniem w Polsce terapii „pluripotencjalnymi komórkami macierzystymi”. To metoda uznawana przez lekarzy w Polsce i na całym świecie za niesprawdzoną i niebezpieczną.” – ujawnia portal.
„Byli u mnie w drugiej połowie ubiegłego roku. We czterech. Moja Hania ma dystrofię mięśniową, a pan Mejza i ci inni zaczęli tłumaczyć, że istnieje szansa na wyleczenie córki” – wspomina pani Patrycja z Trzcińska-Zdroju. – „Zrobili mi nadzieję.” Mama 6-letniej Poli miała uzbierać 1,2 mln zł. Leczenia nie ma, została jej zmyślona faktura na 300 tys. dolarów” – informuje WP.
„Zadzwonili w ubiegłym roku. Twierdzili, że trafili do mnie przez profil w mediach społecznościowych. Obiecywali, że załatwią leczenie Maćka, zorganizują zbiórkę. Początkowo się zgodziłam. Potem skonsultowałam to z lekarzami, a dla nich to było dziwne. W dodatku przedstawiciele fundacji Siepomaga.pl odradzili nam współpracę z nimi” – wspomina pani Anita.
„Każdego dnia będę walczyć o oddech i uśmiech mojego dziecka. Jednak zaufaliśmy niewłaściwym osobom” – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Paulina Materna. Przekonuje, że pomóc jej i jej córce Poli miała właśnie spółka wiceministra sportu. Jest gotowa tę historię powtórzyć przed sądem. I zastanawia się, czy nie złożyć zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa.
„Tomasz Guzowski wręczył kobiecie rachunek wystawiony przez firmę Vinci NeoClinic. Jednak nie tą zarejestrowaną przy ulicy Kupieckiej w Zielonej Górze, ale Vinci NeoClinic LLC z USA, którego siedzibą jest niewielki domek pośrodku pola w miasteczku Cheyenne w amerykańskim stanie Wyoming. To stan uchodzący za raj podatkowy. Amerykańska „bliźniaczka” Vinci NeoClinic powstała 7 miesięcy przed zarejestrowaniem spółki Mejzy i Guzowskiego w Polsce. Kto ją założył? Nie wiadomo” – pisze WP
„Wróćmy do dokumentu, który matka chorej Poli dostała od Tomasza Guzowskiego. Jest to faktura opiewająca na kwotę 300 tys. dolarów, czyli blisko 1,2 mln zł. Są tu szczegóły leczenia, kosztorys oraz dane córki. Jest też adres wystawiającego fakturę – domek na prerii w Wyoming.” – informuje portal.
Łukasz Mejza nie chce rozmawiać z Wirtualną Polską o tych biznesach.
WP pisze: „O początkach Vinci NeoClinic opowiedział nam jego wspólnik w tym biznesie – Tomasz Guzowski. W pierwszej rozmowie stwierdził, że jego firma z wiceministrem sportu powstała tylko na papierze. Zarzekał się, że nie prowadziła żadnej działalności.”
Jak przekazuje portal, „Gdy udowodniliśmy, że spółka jednak działała, zdecydował się opowiedzieć o kulisach Vinci NeoClinic. Potwierdził swoje słowa w wiadomościach, by po kilkunastu godzinach znów zmienić zdanie. „Żyjemy w trudnym kraju religijnym i artykuł o tej metodzie (której dotyczyła działalność firmy Vinci NeoClinic – red.) jest bardzo nieetyczny i wiąże się z trudnościami”.
„Tomasz Guzowski jest 37-letnim przedsiębiorcą z Zielonej Góry. Jego historia znajduje się w folderach reklamowych firmy. Są tu jego zdjęcia podczas jazdy na koniu i udzielania wywiadów w lokalnych mediach. Był dowodem, że niemożliwe nie istnieje. Nazywany jest „ambasadorem” Vinci NeoClinic. Brak za to informacji, że był też wspólnikiem w tej spółce.” – czytamy dalej.
„Jego problemy zdrowotne rozpoczęły się w 2012 roku. (…) Kiedy pewnego dnia poczuł zwykłe sztywnienie nogi, jeszcze nie wiedział, że jest to preludium do śmiertelnie groźnej choroby (…). Historia Tomasza Guzowskiego jest dzisiaj rozpatrywana w kategoriach medycznego cudu” – czytamy w folderze – tym opatrzonym zdjęciem dziewczynki chorej na raka.” – opisuje WP
„Adrenoleukodystrofia, na którą cierpi Guzowski, to śmiertelna choroba genetyczna. Niszczy komórki nerwowe w mózgu. Lekarze są wobec niej bezradni. Kilka lat temu jeden ze znajomych polecił Guzowskiemu klinikę medycyny alternatywnej w Meksyku.” – piszą.
„Byłem tam trzy razy, ostatnio we wrześniu 2020 r.” – mówi. Jak opowiada w rozmowie z WP, po jednym z pobytów w Ameryce Północnej spotkał Łukasza Mejzę. Poznali się kilka lat wcześniej przez wspólnego znajomego, ale Guzowski nie precyzuje kiedy, przez kogo i w jakich okolicznościach.
„Jak wróciłem z jakąś poprawą z Meksyku, to Mejza stwierdził, że warto coś takiego zrobić w Polsce. Promować tę metodę, bo w Polsce jest ona zabroniona, ale warto, żeby ludzie się o niej dowiedzieli. A potem może wykorzystamy to np. do sprzedaży kosmetyków lub tego typu rzeczy. Że będziemy mówili o terapii genowej, że będzie można leczyć choroby nieuleczalne” – opowiada Guzowski WP.
A co o terapii z Meksyku mówią lekarze?
„Żadna szanująca się klinika i żaden odpowiedzialny lekarz nie będzie przekonywał, że terapią komórkami macierzystymi jest w stanie dziś skutecznie wyleczyć szereg różnych chorób, od problemów neurologicznych, przez uszkodzenia rdzenia kręgowego po nowotwory. Nie ma na to dowodów naukowych.” – mówi dla WP Józef Dulak, ekspert Wydziału Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Znikająca klinika posła Mejzy
„Dziś po medycznej firmie Łukasza Mejzy nie ma już śladu. A przynajmniej ktoś zrobił wiele, żeby takiego nie było. Usunięta została strona internetowa. Ktoś, kto to zrobił, zadbał też o to, żeby w sieci nie pozostała żadna jej kopia. Wyczyszczone są media społecznościowe, a komentarze na blogach zostały usunięte” – podaje WP.
„Chorych przestaliśmy szukać chyba jakoś w lutym. Przyszedł któryś z chłopaków od Łukasza i powiedział, że teraz przerzucamy się na fotowoltaikę. A część z nas zajęła się szukaniem pracowników dla agencji pracy” – wspomina WP były pracownik.
W ten sposób umarło Vinci NeoClinic, a narodziły się Vinci Eco Energy i Vinci Work. Na stronie tej pierwszej do niedawna widniał ten sam numer do Łukasza Mejzy, który znajdujemy w folderach Vinci Neo Clinic. – podaje WP.
„Trzeba mu przyznać, że opanował sztukę perswazji i manipulacji ludźmi do perfekcji. Pracowaliśmy z kolegami przez dziewięć miesięcy po siedem-osiem godzin bez żadnego wynagrodzenia i nie narzekaliśmy” – stwierdza WP były współpracownik.
Sam Mejza w poniedziałek wydał oświadczenie. Nie odniósł się merytorycznie do poprzedniego tekstu WP. Zapowiedział jedynie „stosowne kroki prawne”.