Za nami wybory do Izby Deputowanych Kongresu Meksyku w których zdecydowane zwycięstwo odniosła lewicowa Partia Odrodzenia Narodowego (Morena). Pomimo wielkiej opozycyjnej koalicji od lewa do prawa (Va por México), nie udało się pozbawić Moreny władzy. Urzędujący prezydent Andrés Manuel López Obrador (AMLO) utracił większość konstytucyjną, za to zdobył większość z 15 foteli gubernatorskich. W dużym skrócie: AMLO może być zadowolony.
Meksyk nie był nigdy oczywistym środowiskiem dla ruchów lewicowych. Aż do 2000 roku niepodzielną władzę sprawowała eklektyczna Partia Rewolucyjno-Instytucjonalna, bardziej konglomerat wpływów i interesów niż typowa formacja polityczna o jasnym programie. PRI wystartowała 70 lat wcześniej jako spadkobierczyni rewolucji meksykańskiej, ale bardzo szybko przybrała formę autorytarnej formacji oligarchicznej, skupiającej ludzi od lewa do prawa (a najczęściej z dala od wszelkiej ideologii). W toku długich rządów nie zdołała stworzyć silnej gospodarki, a kraj dryfował od kryzysu do kryzysu, z wszechobecną korupcją, kryzysem instytucji i okazjonalnymi wybuchami państwowych represji w tle. Również przyszły prezydent Obrador zaczynał tutaj swoją długą polityczną karierę, ale już pod koniec lat 80 przeszedł na pozycje opozycyjne.
Kiedy na początku wieku Meksyk powrócił na drogę demokracji, Lopez Obrador został burmistrzem potężnego Mexico City (odchodząc z urzędu cieszył się poparciem na poziomie przeszło 80 proc.) i rozpoczął serię startów prezydenckich (w 2005, 2012 i zwycięski 2018). W pierwszych wyborach przegrał o włos z kandydatem konserwatystów Felipem Calderonem. Nad tymi wyborami zawisła aura oszustwa, na co wskazywali liczni obserwatorzy i autorytety opinii publicznej min. zapatystowski Subcomandante Marcos. Meksyk był i nadal pozostaje krajem pogrążonym w narko-przemocy, korupcji i społecznej niesprawiedliwości, co rządy kolejnych neoliberałów skutecznie cementowały. W nadchodzących latach to właśnie polityka antykorupcyjna, bardziej niż program typowo lewicowy, stała się spoiwem ruchu Lopeza Obradora.
Urodzony w 1953 roku, zdobył wykształcenie politologiczne, a następnie od najmłodszych lat zaangażował się w politykę. Od samego początku działał się na rzecz rdzennej ludności rodzinnego Tabasco, gdzie w latach 70-tych pełnił kilka eksponowanych funkcji. AMLO określa się mianem chrześcijanina, jest fanem baseballu i zdaje się, że pomimo swoich antyimperialistycznych haseł, ma pewną słabość do swojego wielkiego sąsiada. Dogadywał się dobrze z Donaldem Trumpem, mimo wyraźnych różnic ideowych.
Obu prezydentów połączył swoisty ludowy populizm, choć o całkiem innej charakterystyce. Ideologia AMLO w pigułce to: meksykański patriotyzm, głośne potępienie neoliberalnych elit, ich korupcji i fascynacji programami prywatyzacyjnymi, keynesowska kontrola gospodarki, socjaldemokratyczny program społeczny i… liberalne poszanowanie dyscypliny budżetowej. Po zdobyciu prezydentury AMLO obiecywał rewolucję, ale bardziej w sensie duchowo-moralnym, niż materialnym. Meksyk to kraj dotknięty potężnymi problemami strukturalnymi – szalejącą przemocą karteli (tylko w trakcie tej kampanii zamordowano kilkudziesięciu kandydatów!), biedą, nierównościami, korupcją. Mimo tych ograniczeń, udało się zwiększyć pensję minimalną, wprowadzić nowe programy stypendialne, mikrokredyty i subsydia dla rolników. Niezależnie od krytyki (często słusznej) ekologów (obecny rząd patrzy przychylnie na wydobycie ropy) wdrożono nowe przepisy dotyczący oznakowania żywności, w tym tej genetycznie modyfikowanej. Zainicjowano ułatwienia dla tworzenia związków zawodowych i ograniczenia w eksmisjach na bruk.
Jednocześnie ekipa rządząca utrzymała dyscyplinę budżetową. Niezależnie od wokalnego wsparcia dla latynoskich populistów i spuścizny takich liderów jak Hugo Chavez, AMLO to trzeźwy realista. Meksyk ma kroczyć drogą stopniowych reform, w sposób odpowiedzialny ekonomicznie i zgodny z realiami. Pomimo oskarżeń opozycji o miękki autorytaryzm i socjalizm, nie widać ryzyka rewolucji w stylu wenezuelskim. Ta oszczędność idzie od góry – prezydent występuje w niedrogim, szarym garniturze, oszczędza na lotach i to samo nakazuje podwładnym. Pobrzmiewa w tym nuta kolektywnej wstrzemięźliwości fiskalnej, w przeciwieństwie do znanego wcześniej uspołeczniania kosztów i wszechobecnej korupcji.
Prawdziwe oczko w głowie lidera Moreny to większa kontrola nad gospodarką, zwłaszcza nad sektorem energetycznym. Poczyniono kroki na rzecz re-nacjonalizacji sektora, jak również na rzecz zwiększenia kontroli nad dystrybucją i importem ropy naftowej przez państwową spółkę Petroleos Mexicanos (Pemex). Meksykański Orlen to potężny pracodawca i perła w koronie gospodarki, ale również (wedle rankingu Guardiana) 7 największy światowy truciciel wśród podobnych firm. To poważne wyzwanie i problem.
Niemniej jednak, wszelkie badania pokazują, że prezydencki ekonomiczny nacjonalizm cieszy się potężnym poparciem wśród rodaków. Podobnie jak walką z systemową korupcją. Aktualnie toczy się postępowanie przeciwko byłemu prezydentowi Enrique Peña Nieto, oskarżonemu o liczne afery min. o inkasowanie łapówek od szefów karteli narkotykowych. Wobec tych ostatnich urzędujący Obrador stosuje politykę łagodniejszą od przeciwników, następuje demilitaryzacja konfliktu, pojawiły się amnestie wobec pomniejszych przestępców. Niestety, jak na razie polityka ta jest równie nieskuteczna jak ta w wykonaniu poprzedników.
10 marca 2021 Izba Deputowanych Kongresu przegłosowała prawo legalizujące marihuanę na użytek rekreacyjny. Prezydent już zadeklarował poparcie dla nowego prawa. To jednak jedna z nielicznych reform z kategorii „światopoglądowej”. Jak do tej pory AMLO skutecznie unikał ideologicznych sporów będących udziałem globalnej lewicy, skupiając się raczejna naprawie gospodarki, niwelowaniu nierówności i walce z korupcją i tendencjami prywatyzacyjnymi.
Spotkała go za to krytyka ze strony części lewicowej bazy (o czym mogą świadczyć wyborcze straty w stołecznym Mexico City), ale zdaje się że szersza publika nie ma pretensji. Być może droga AMLO to wskazówka dla innych lewicowców w państwach o nieco bardziej konserwatywnej strukturze społecznej. Pomimo niskich ocen rządu i polityków w ogóle, urzędujący szef państwa cieszy się stabilnym poparciem na poziomie ponad 60 proc. To zasługa bezpośredniego stylu komunikacji, kroczenia własną drogą, osobistej uczciwości, konsekwencji i… słabości opozycji. Przede wszystkim jednak to zasługa samego Obradora. Po raz kolejny potwierdza się teza, że polityka to dziedzina silnie spersonalizowana, a osobista charyzma przywódcy (lub przywódczyni) czyni całą różnicę.